Co dalej z utworami niedostępnymi w handlu?

Dziś w internecie chcemy mieć dostęp do wszystkiego – filmów, książek, gazet, chcemy wirtualnie zwiedzać muzea, spacerować po miastach, oglądać zabytki. Chcemy mieć dostęp nie tylko do tego, co znane i popularne, ale również do zasobów niszowych, które dotyczą bardzo określonej tematyki. Dlatego też instytucje stoją przed prawdziwym wyzwaniem: jak  i czy udostępniać swoje zasoby. Na przykład wiele z zasobów bibliotek i archiwów to utwory skierowane do określonych grup, które dziś nie mają już wartości komercyjnej – przede wszystkim chodzi tu o czasopisma czy prasę codzienną z dawnych lat. Krąg odbiorców, którzy mogą być tymi treściami zainteresowani jest wąski, ale nie zmienia to faktu, że łatwy dostęp do nich ułatwiłby działalność edukacyjną i badawczą. Dlatego też w nowelizacji prawa autorskiego z 2015 roku zdecydowano się na wprowadzenie do polskiego porządku prawnego regulacji dotyczącej dzieł niedostępnych w obrocie handlowym. Zdecydowano się na system, w którym uprawnione instytucje w celu rozpowszechniania takich utworów muszą zawrzeć umowę z organizacją zbiorowego zarządzania (OZZ) – rolę tę ma pełnić instytucja wskazana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

domena publiczna, https://pixabay.com/pl/gazeta-czasopismo-czasopisma-berlin-1100525/

domena publiczna, https://pixabay.com/pl/gazeta-czasopismo-czasopisma-berlin-1100525/

Do tej pory jednak MKiDN nie wybrało organizacji zbiorowego zarządzania, która miałaby być odpowiedzialna za udostępnianie utworów niedostępnych w handlu. Zastanawiało nas, na ile ta zwłoka była spowodowana sprawą Soulier and Doke, którą Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozstrzygnął 16 listopada, a którą wiele osób nazywa najważniejszym wyrokiem tego roku dotyczącym prawa autorskiego. I to nie tylko w kontekście tego, jaki system udostępniania utworów niedostępnych w handlu jest zgodny z prawem unijnym. Ten wyrok jest tak ważny przede wszystkim dlatego, że jasno określa granice zmian w prawie autorskim, które mogą być wprowadzane przez kraje członkowskie.

Sprawa Soulier and Doke

Francja wprowadziła system, w którym  OZZ  ma prawo na zezwalanie na udostępnianie utworów niedostępnych w handlu, ale jednocześnie twórcy, pod pewnymi warunkami, mogą to oprotestować. Brak jest jednak systemu, który informowałby twórców np. o tym, że ich książka została zdigitalizowana, w związku z czy, nie mają oni jak się temu ewentualnie sprzeciwić.

Pytanie, z którym musiał zmierzyć się Trybunał dotyczyło tego, czy zgodnie z dyrektywą o społeczeństwie informacyjnym 2001/29/WE można wprowadzać regulacje krajowe,  które powierzają organizacji zbiorowego zarządzania wykonywanie prawa do zezwalania na zwielokrotnianie i publiczne udostępnianie w formie cyfrowej książek niedostępnych w handlu.

Wyrok Trybunału Sprawiedliwości

Trybunał Sprawiedliwości orzekł, zgodnie z tym co wcześniej rekomendował rzecznik generalny Wathelet, że z zastrzeżeniem wyjątków i ograniczeń przewidzianych w sposób wyczerpujący w art. 5 dyrektywy 2001/29 (dozwolony użytek), wszelkie korzystanie z utworu przez osobę trzecią bez takiej uprzedniej zgody należy uznać za naruszenie praw autorskich do tego utworu.  Dlatego też Trybunał wskazał, że w systemie francuskim udostępniania utworów niedostępnych w handlu każdy autor musi zostać skutecznie poinformowany o zamierzonym korzystaniu z jego utworu przez osobę trzecią oraz o dostępnych mu środkach pozwalających na sprzeciwienie się temu, gdyby taka była jego wola. W przypadku braku wcześniejszego skutecznego poinformowania o takim zamierzonym korzystaniu autor nie jest bowiem w stanie zająć stanowiska w jego kwestii, a w rezultacie, w razie potrzeby, zakazać takiego korzystania. Tak tak naprawdę Trybunał orzekł, że brak jest gwarancji zapewniającym artystom egzekwowanie ich prawa do decydowania o rozpowszechnianiu utworu, ale jednocześnie wskazał wyjście z tej sytuacji – dozwolony użytek.

A może jednak dozwolony użytek?

A jak ten wyrok należy interpretować z polskiego punktu widzenia? Polskie prawo stanowi, że organizację zbiorowego zarządzania wskazaną przez MKiDN uważa się za upoważnioną do zarządzania prawami autorów publikacji niedostępnych w handlu, którzy jej takiego upoważnienia nie udzielili, jeżeli utwór został wpisany do wykazu utworów niedostępnych w obrocie handlowym, a uprawnieni w ciągu 90 dni od dnia ujawnienia wpisu nie zgłosili tej organizacji pisemnego sprzeciwu wobec zarządzania przez nią ich prawami. U nas też brakuje jakiegokolwiek mechanizmu informowania twórców o zgodzie na korzystanie z ich twórczości. Tak więc przyjęty system jest bardzo zbliżony do francuskiego i należy zadać sobie pytanie o jego zgodność z prawem unijnym i prymatem ochrony praw twórców.

Niewątpliwie, wyrok Trybunału będzie miał również wpływ na dyskusję wokół rozszerzonego zbiorowego zarządu jako idei dopuszczającej domniemaną reprezentację artystów przez OZZ. Co więcej, pod znakiem zapytania staje propozycja Komisji Europejskiej z procedowanej właśnie dyrektywy o prawie autorskim, która zakłada rozszerzony zbiorowy zarząd jako model zarządzania utworami niedostępnymi w handlu.

Czy to oznacza, że w ogóle niemożliwe będzie korzystanie z utworów niedostępnych w handlu? Trybunał orzekł, że sama dyrektywa 2001/29 nie stoi na przeszkodzie temu, by państwa członkowskie przyjmowały regulacje w interesie kulturalnym konsumentów i społeczeństwa, które umożliwiałyby digitalizację utworów niedostępnych w handlu. Jednakże realizacja owych celu i interesu nie może usprawiedliwiać nieprzewidzianego przez prawodawcę Unii odstępstwa od ochrony zapewnionej autorom przez dyrektywę o społeczeństwie informacyjnym.

Jednak sam Trybunał Sprawiedliwości zauważył również, że jest jedna zgodna z prawem opcja ograniczenia monopolu prawnoautorskiego bez zgody autora – dozwolony użytek. Czas więc na dyskusję, czy nie potrzebujemy nowego wyjątku od prawa autorskiego, który odpowiadałby na wyzwania związane z digitalizacją na masową skalę. Ważne jest, żeby w tej dyskusji wyciągnąć wnioski z najnowszego dozwolonego użytku – dzieł osieroconych. Wypracowywany przez wiele lat kompromis okazał się niesatysfakcjonujący dla żadnej ze stron, a wprowadzona procedura uniemożliwia faktyczne korzystanie z dozwolonego użytku – od ponad roku obowiązywania w Polsce nowej regulacji żadna instytucja kultury nie zakończyła procesu starannych poszukiwań – tak naprawdę dozwolony użytek dzieł osieroconych nie spełnia swojej funkcji.