"Obiegi kultury" – głosy polemiczne
„Obiegi kultury” – głosy polemiczne
Choć od premiery raportu „Obiegi kultury” minęło zaledwie kilka dni, jest on żywo komentowany. Pojawiają się też głosy krytyki, do której czujemy się w obowiązku ustosunkować.
Na stronie „Polityki”, dr Michał Bilewicz opublikował tekst „Czy pirat wydaje więcej na kulturę?”, w którym stawia „Obiegom kultury” dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy tezy, że „piraci” wydają na kulturę wyraźnie więcej od „nie-piratów” – zdaniem autora tekstu nieuzasadnioną w kontekście zebranych przez nas danych. Problem w tym, że nie formułujemy takiej tezy, pojawia się ona – co zresztą w tekście zauważa sam Bilewicz – w interpretacjach pojawiających się w mediach. W „Obiegach kultury” wskazujemy za to, że osoby uczestniczące w obiegu nieformalnym to także osoby aktywnie kupujące treści, w wypadku np. muzyki, stanowiąc ponad połowę kupujących. Stwierdzenie, że obieg nieformalny nie jest przeciwieństwem formalnego, jest w tym kontekście jak najbardziej uzasadnione – i znajduje potwierdzenie w wywodzie Bilewicza, który jako interesującą wymienia obserwację, że „piraci” nie kupują mniej od klientów obiegu „legalnego”.
Drugi zarzut dotyczy wątpliwości wobec wnioskowania o zachowaniach „piratów” w sytuacji, gdy stanowią oni większość społeczeństwa. To nie tak. Pisząc o całej populacji nie stawiamy takiej tezy. Zebrane przez nas dane pokazują, że w obiegu nieformalnym uczestniczy przeważająca część aktywnych internautów – ale nie Polaków. Polacy nieuczestniczący w obiegu nieformalnym to większa część populacji – ok. 2/3 (inna sprawa, że w dużej mierze jest to grupa niebędąca w ogóle zainteresowana aktywnym pozyskiwaniem treści poza ofertą telewizyjną). Nie było naszym zamiarem również doprowadzenie do „medialnej apoteozy piractwa” – która jest naszym zdaniem nie wynikiem niedokładnej analizy danych, jak sugeruje Bilewicz, lecz raczej niedokładną lekturą raportu przez dziennikarzy, lub też przekręceniem wypowiedzi jego autorów.
Po uwzględnieniu tych uwag zachęcamy do lektury artykułu, w którym autor porusza też ciekawy wątek „lokalnej moralności” internetu – w naszej opinii jeden z kluczowych dla dyskusji o obiegu nieformalnym. Pytanie, na ile brak etycznego napiętnowania pobierania nieautoryzowanych plików z sieci ma związek z rozłącznością myślenia o internecie i światem poza nim, a na ile z różnicą pomiędzy pozyskiwaniem treści na nośnikach fizycznych i łatwych do powielania dóbr informacyjnych, pozostaje otwarte.
Drugim tekstem, w którym raport „Obiegi kultury” zostaje poddany krytyce, jest felieton Wojciecha Orlińskiego. Orliński zwraca uwagę na trzy kwestie: wiarygodność danych zebranych podczas wywiadów, definicję obiegu nieformalnego, oraz nieuwzględnienie w raporcie gier. Z pierwszym zarzutem trudno polemizować – w pewnym sensie najprostszym wytłumaczeniem jest cytat z Orlińskiego, który pisze o tym, „co humaniści nazywają >>badaniami<<„. ograniczeniach narzędzi badawczych piszemy sporo w samym raporcie, podobnie jak piszemy o problemach z ilościowym badaniem tego, co nieformalne.
Jeśli chodzi o kwestię definicji obiegu nieformalnego, to w raporcie wspominamy o tym, że część analizowanych kanałów, które analizujemy, to w istocie kanały hybrydowe. Być może część osób, które deklarowały pobieranie darmowych treści ściągały darmowe wersje oficjalnych treści, albo teksty z domeny publicznej. Być może też część osób, które odpowiadały na pytania nie tylko o „darmowość”, ale też np. o korzystanie z sieci peer-to-peer czy serwisów takich jak chomikuj.pl, pobiera z nich książki znajdujące się w domenie publicznej. A odpowiadając pozytywnie na pytania o posiadanie „nieoryginalnych płyt” czy „nieoryginalnych nagrań na komputerze”, miała na myśli kopie z filmu z rodzinnej imprezy, zmontowanego w profesjonalnej firmie, wydanego na płycie z nadrukiem i zapakowanego w piękne pudełko. Tego w pełni wykluczyć nie można – ale mamy też świadomość, że trudno te ograniczenia pokonać. Postulowane przez Orlińskiego odpytywanie z tego, jakie treści pobierają ankietowani, prowadzi nas do badań etnograficznych – które zresztą już przygotowujemy. W ich wypadku nie sposób będzie jednak mówić o reprezentatywności, bo tego typu badania prowadzone są po prostu na znacznie mniejszych niż w wypadku badań ankietowych grupach. Pracując nad badaniem uznaliśmy, że na początek ważniejsze jest wskazanie na skalę zjawiska. A badając ilościowo musimy przyjąć, że jeśli ankietowani kłamią, to kłamią losowo. Choć można sprawę potraktować inaczej: gdyby nasi ankietowani udzielając odpowiedzi „wybielali się”, zaniżając poziom uczestnictwa w obiegu nieformalnym, to zebrane dane można potraktować jako dolną granicę wielkości zjawiska. O czym zresztą w raporcie piszemy, zestawiając nasze wyniki z innymi opracowaniami, takimi jak „Diagnoza społeczna” czy „World Internet Project: Poland”.
A gry? Część z nas w przeszłości poważnie zajmowała się ich badaniem, więc zrezygnowanie z nich w badaniu obiegów kultury było trudnym wyborem. Uznaliśmy jednak, że uzasadnionym – inną kwalifikacją prawną, innymi cenami i popularnością alternatywnych modeli sprzedaży w branży gier, co dodatkowo rozmyłoby podział na obiegi formalny i nieformalny (o czym pisze zresztą Orliński). Także oczekiwanym efektem wyników badań w dyskusji publicznej – mając poczucie, że jeśli będziemy mówić np. o książkach, debata wokół obiegu nieformalnego będzie miała inny ton, niż gdyby dotyczyć miała gier. Mamy jednak świadomość, że nieuwzględnienie tego medium w badaniu może być odbierane – niezgodnie z naszymi intencjami – jako przejaw lekceważenia gier, szczególnie kłopotliwego w kontekście naszych zainteresowań naukowych.
W nadziei, że powyższy tekst przynajmniej częściowo odpowiada na kierowane pod naszym adresem zarzuty, czekamy na kolejne głosy w dyskusji wokół „Obiegów kultury”. Bardzo cieszą nas wszystkie opinie – także te polemiczne. Mamy też satysfakcję z upublicznienia wszystkich danych, dzięki czemu osoby nieufnie podchodzące do naszych interpretacji, mają okazję je weryfikować. Do czego gorąco zachęcamy.
dr Justyna Hofmokl, dr Mirek Filiciak, dr Alek Tarkowski