Prawda czy fałsz? Sprawdzamy 6 tez o reformie prawa autorskiego

Dyskusja o nowej Dyrektywie prawnoautorskiej nasiliła się nagle i pojawia się wiele stwierdzeń na temat proponowanych przepisów. Ton debaty publicznej jest przerysowany, dominują proste hasła i silnie emocjonalne opinie. Wybraliśmy parę powtarzanych stwierdzeń, do których mamy największe zastrzeżenia.

TEZA #1: Reforma prawa autorskiego nie ma nic wspólnego z cenzurą

“Mówienie o cenzurze internetu to nieporozumienie. Nic takiego nie ma ani nie będzie miało miejsca”  – Poseł do Parlamentu Europejskiego Tadeusz Zwiefka, źródło: Tadeusz Zwiefka, ACTA 2? Podatek od linków? Cenzura internetu? Te hasła to nieporozumienie! Tekst: Patryk Słowik, Dziennik Gazeta Prawna

Słyszeliście zapewne w ostatnim czasie stwierdzenie, że mówienie o cenzurze w odniesieniu do art. 13 jest manipulacją, bo chodzi o zapewnienie wynagrodzeń twórcom. Jednak żaden krytyk art. 13 twierdzi, że ochrona praw autorskich równa się cenzurze i nie podważa prawa twórców do wynagrodzenia za ich twórczość. Problem polega na tym, że cenzura będzie efektem ubocznym proponowanych przepisów. Można sobie też wyobrazić  wiele innych interwencji na rynku, które uregulują kwestię wynagrodzeń artystów, nie szkodząc prawom użytkowników.

Oburzenie zwolenników art. 13 na hasło “cenzura” wiąże się z przekonaniem, że Dyrektywa nie dotyczy kwestii praw człowieka. Upierają się więc, że to tylko kwestia ekonomicznej gry interesów – i w najgorszym wypadku mówienie o prawach człowieka uważają za rodzaj manipulacji. Bardzo nas niepokoi takie traktowanie troski o prawa podstawowe.

O zagrożeniu cenzurą w kontekście reformy mówią  od dawna eksperci prawni. Cenzurą prewencyjną jest zaniepokojony Daniel Kaye, specjalny sprawozdawca ONZ ds. ochrony wolności słowa. W swoim stanowisku pisze: „proaktywne monitorowanie lub filtrowanie treści jest niezgodne z prawem do prywatności i prawdopodobnie będzie skutkowało cenzurą prewencyjną”. Kaye dowodzi, że zgodnie z podpisanymi przez państwa europejskie dokumentami chroniącymi prawa podstawowe, ograniczenia wolności słowa muszą być precyzyjne i dokonywane na mocy prawa – nie wolno więc z mocy prawa przekazywać tej funkcji komercyjnym podmiotom. Sprawozdawca podkreśla też, że proponowane w art. 13 zapisy o mechanizmach odwoławczych “nie gwarantują odpowiedniej ochrony praw podstawowych.”

Podobne opinie wyraziło w ostatnim czasie m.in. niemiecki instytut badawczy Maksa Plancka, 200 ekspertów prawnych i badaczy oraz grupa ponad 70 osób zasłużonych dla rozwoju internetu. Niestety, krytyka ta zostaje bez odpowiedzi – zbywana jedynie stwierdzeniem: “Nie może być mowy o cenzurze”.

Teza #1 to FAŁSZ: Dyrektywa, zmuszająca platformy do aktywnego filtrowania treści, doprowadzi do cenzury prewencyjnej.

TEZA #2: W reformie prawa autorskiego nie chodzi o użytkowników i ich prawa

“W panującym rozgardiaszu umyka nam fakt, że w gruncie rzeczy „walczymy” (cudzysłów celowy – jedyne, na co nas stać to gniewne artykuły i komentarze) nie o wolność sieci, ale o interesy firm, które poczuły się zagrożone, które poruszą niebo i ziemię, by obronić swój model biznesowy”, źródło: Łukasz Michalik,  Olaboga, Unia zabiera nam internet! Jak Google i Facebook walczą o swoje naszymi rękami

Mamy nadzieję, że informacje dotyczące pierwszej tezy przekonały wszystkich, że w trwającej reformie prawa autorskiego chodzi również o swobody użytkowników internetu oraz prawa człowieka. Organizacje takie jak nasza, wraz z wieloma użytkownikami interesującymi się reformą, miały nadzieję, że nowe przepisy zostaną tak skonstruowane, by zarówno wynagrodzić twórców, jak i zapewnić odpowiednie, elastyczne wyjątki dla użytkowników. Tak się nie stało.

Polecamy przyjrzenie się wynikom konsultacji publicznych dotyczących prawa panoramy i nowego prawa pokrewnego wydawców, prowadzonych przez Komisję Europejską przed przedstawieniem projektu Dyrektywy. Większość użytkowników opowiedziała się za wprowadzeniem wyjątku na rzecz wolności panoramy i przeciwko rozszerzeniu monopolu autorskiego w internecie. Komisja zrobiła odwrotnie – zaproponowała nowe prawo wydawców, a wolność panoramy pominęła.

Mówienie, że “użytkownicy reprezentują korporacje, które poczuły się zagrożone” odbiera obywatelom prawo do udziału w jakiejkolwiek debacie dotyczącej kwestii ekonomicznych, gdyż zawsze po każdej stronie sporu będą jakieś podmioty komercyjne, a użytkownicy będą oskarżeni o reprezentowanie ich interesów. Uważamy, że jako obywatele mamy prawo wypowiadać się w każdej kwestii, a oskarżanie nas – obywateli – o reprezentowanie interesów biznesu jest próbą zdyskredytowania naszego głosu.

Teza #2 to FAŁSZ: Reforma będzie miała wpływ na prawa użytkowników, a wielu z nich od samego początku interesowało się tematem. Niestety, ich głos został pominięty.

TEZA #3: Artykuł 13 nie ograniczy dozwolonego użytku

“Dyrektywa – wbrew temu, co twierdzą ci, którzy manipulują hasłami – nie będzie ograniczać prawa dozwolonego użytku, prawa cytatu, prywatnej sfery. Dotyczy jedynie tych, którzy wykorzystują czyjąś własność intelektualną komercyjnie i czerpią z tego korzyści!”, Joanna Pieńczykowska, Tygodnik Gazeta Prawna, nr z 29 czerwca 2018. 

Zwolennicy art. 13 twierdzą, że proponowane przepisy nie wpłyną na zasady dozwolonego użytku. Faktycznie, “na papierze” wszelkie formy filtrowania (w wersji przyjętej przez JURI słowo to nie pada, ale platformy będą musiały zapobiegać naruszeniom prawa autorskiego, co w praktyce oznacza filtrowanie) będą uznawać zasady dozwolonego użytku. Eksperci od technologii filtrowania twierdzą jednak, że w praktyce będzie to bardzo trudne – już dzisiaj systemy filtrujące blokują treści publikowane legalnie. Niedawno system Content ID zablokował wygenerowany automatycznie biały szum, uznając że narusza cudze prawa na pięć różnych sposobów. EFF pisało o problemie nadmiernego filtrowania  już 10 lat temu.

Pamiętajmy też, że po przyjęciu art. 13 o swobodzie publikowania treści na platformach będzie decydować nie system prawa (np. sądy), lecz systemy technologiczne, zarządzane przez prywatne firmy. W przepisach nie ma mowy choćby o przejrzystości algorytmów filtrujących treści.

Obrońcy art. 13 powołują się też na mechanizm odwołań, który rzekomo będzie chronił użytkowników. Pamiętajmy jednak, że przepis jest skonstruowany tak, by zablokowanie treści (przez algorytm, lub poprzez zgłoszenie naruszenia) było proste – a odwołanie się i dochodzenie swoich praw już niekoniecznie. Nie wiemy w tym momencie, jak będą wyglądać mechanizmy odwoływania się, i czy będą skutecznie chronić prawa użytkowników. Z zapisów artykułu 13 wiemy jedynie, że skuteczne mają z zasady być filtry treści. Polecamy przystępną analizę w Wired, pokazującą jakie problemy stworzą filtry treści, i dlaczego będą nieskuteczne.

Jesteśmy zaskoczeni, że problemy dotyczące Dyrektywy o handlu elektronicznym (m.in niska skuteczność systemu powiadomień o naruszeniu prawa i brak gwarancji dla użytkowników, których treści zostają zablokowane) rozwiązywany jest tylko dla jednego obszaru (bo przywołana Dyrektywa e-Commerce dotyczy również np. zniesławienia), w nowym akcie prawnym – to działanie dalekie od standardów prac legislacyjnych i tworzenia prawa.

Teza #3 to FAŁSZ: Dozwolony użytek jest skomplikowaną konstrukcją prawną, z którą filtry treści mają problem – ich działanie ograniczy realny zakres dozwolonego użytku.

TEZA #4: Filtry treści to nic nowego

Tak, platformy, które wrzucają materiały uploadowane przez użytkowników, będą musiały mieć odpowiednie mechanizmy sprawdzające, czy to co wrzucacie nie łamie czyichś praw autorskich. ALE przecież to nic nowego. Gdy wrzucacie najnowszego vloga na YT i przez przypadek wykorzystacie fragment licencjonowanej muzyki, YouTube Was o tym szybko informuje. Wtedy soundtrack do Waszego filmu zostaje wyciszany, dostajecie ostrzeżenie, które może skończyć się usunięciem filmu z serwerów. TO NIC NOWEGO!”, źródło: Nie, nie zabierzemy Wam memów! #ACTA2 to #FAKENEWS!, Komisja Europejska w Polsce. 

Komisja Europejska nie ma racji twierdząc, że to nic nowego. System Content ID działa dzisiaj na zasadzie dobrowolności – posiadacz praw musi zdecydować, że chce by system monitorował użycia jego dzieła. Do tego Content ID działa wyłącznie na jednej platformie: Youtube. Jeśli wejdzie w życie artykuł 13, każda duża komercyjna platforma internetowa (z pewnymi wyjątkami) będzie musiała filtrować wszystkie treści, wyłapując wszystkie naruszenia – niezależnie od tego, czy posiadacz praw wyrazi taką chęć. Pytanie jest jedno – czy chcemy by w internecie wszystkie platformy, na których użytkownicy publikują treści, działały jak Youtube? Nasza odpowiedź jest jedna – NIE. Poza tym chcemy zwrócić uwagę, że regulacja nazywana w kuluarach “anty-Youtube” zwiększy pozycję monopolistyczną tej platformy, która ma już wdrożony system zaproponowany w nowej dyrektywie – w przeciwieństwie do konkurencji.

Już dziś wiadomo, że systemy filtrowania treści są podatne na overblocking – filtrowanie treści udostępnianych zgodnie z prawem, przede wszystkim tych mieszczących się w granicach dozwolonego użytku.

Zainteresowanym polecamy Lumen Database, śledzącą efekt mrożący związany z różnymi mechanizmami egzekwowania praw na platformach, oraz bazę Online Censorship.

Teza #4 to FAŁSZ: Wymóg filtrowania treści zmieni sytuację użytkowników, którzy chcą na platformach internetowych publikować treści, a filtrowanie treści nie jest jeszcze (na szczęście) standardem w internecie.

TEZA #5: To nie dotyczy memów

“Spokojnie! Memy są bezpieczne. Tak samo jak karykatury, pastisze, parodie (w tym filmiki parodiujące) i wszystko co podpada pod satyrę. Od 17 lat obowiązują przepisy, które pozwalają Wam (i nam) tworzyć i udostępniać memy. TEGO NIE ZMIENIMY.”,  źródło: Nie, nie zabierzemy Wam memów! #ACTA2 to #FAKENEWS!, Komisja Europejska w Polsce. 

Dziwi nas ten spokój Komisji Europejskiej w Polsce. 19 krajów z 28 państw członkowskich UE nie wprowadziło wyjątku dotyczącego parodii (w Polsce wprost w ustawie obowiązuje dopiero od 2015 roku). Do tego, zgodnie z orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości UE, państwa członkowskie posiadają pewien margines swobody dotyczący tego, jak definiować parodię. Tak więc w niektórych państwach członkowskich memy już dzisiaj znajdują się w szarej strefie – ich publikowanie wiąże się z niepewnością prawną.

Filtry treści, jeśli zostaną wprowadzone, będą więc musiały brać pod uwagę zarówno lokalne, niezharmonizowane przepisy prawne, jak i rozstrzygać, czy dane użycie jest parodią i podlega pod wyjątek od prawa autorskiego, czy nie. Jest duża szansa, że nie poradzą sobie z tym zadaniem, i memy publikowane jako zgodne z prawem będą filtrowane jako naruszające prawa autorskie.

Teza #5 to FAŁSZ: Proponowane zmiany prawa zwiększą skalę blokowania memów i będą kolidować z przepisami o dozwolonym użytku

TEZA #6: Mamy do czynienia z powtórką ACTA

“W kilkunastu polskich miastach od 29 czerwca do 1 lipca odbywać się będą protesty przeciwko „cenzurze internetu”. Akcji towarzyszy hasło: „ACTA 2. Powiedz STOP cenzurze internetu!”. Sprawa dotyczy reformy prawa autorskiego, nad którym pracuje Parlament Europejski. Zebrani mieli transparenty i kartki z hasłami: „#StopACTA2.0”, „Ratujmy memy”, „Cenzura to bzdura, #Stop Acta 2.0”, „Treść tego banera została zablokowana”, źródło: „ACTA 2. Powiedz STOP cenzurze internetu” – materiał w Polsacie

Pomiędzy propozycją unijnej dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym a międzynarodową umową handlową dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi, czyli ACTA są zasadnicze różnice. Przykładowo, w przypadku Dyrektywy nie ma wprost mowy o zbieraniu informacji nt. użytkowników naruszających prawa autorskie, ani odcinaniu im dostępu do internetu. Jest to też kwestia transparentności procesu konsultacji, który w przypadku Dyrektywy został w dużej mierze zachowany (nietransparentne są negocjacje prowadzone przez Państwa członkowskie w Radzie Unii Europejskiej).

Jest jednak jedno podobieństwo, które trafnie wskazał Łukasz Klejnowski w tekście dla Liberte – z perspektywy użytkowników – którzy nie są specjalistami od prawa autorskiego (podobnie jak przy ACTA) – podmioty komercyjne (w przypadku ACTA mieli to być dostawcy internetu, teraz są to platformy internetowe) będą zajmowały się monitorowaniem i blokowaniem ich aktywności. Czyli dojdzie do prywatyzacji mechanizmów egzekwowania prawa.

Mówienie o “drugiej ACTA” ma też sens z punktu widzenia reakcji obywateli – po raz pierwszy od 5 lat wielu z nich protestuje przeciw przepisom, które ich zdaniem ograniczą ich swobody jako użytkowników internetu.

Teza #6 to PRAWDA: Proponowane w dyrektywie o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym mechanizmy, podobnie jak w przypadku ACTA,  mogą stanowić podstawę do ograniczania wolności w sieci.