Prawo autorskie nie powinno być mechanizmem cenzury treści w sieci
Bierzemy udział w organizowanym przez Electronic Frontier Foundation Tygodniu Prawa Autorskiego 2018 #CopyrightWeek – dzisiejszy temat to prawo autorskie jako narzędzie cenzury.
Internet jaki znamy jest zagrożony. Dlaczego? Istnieje realne zagrożenie, że już wkrótce każdy materiał udostępniany w popularnych serwisach społecznościowych będzie najpierw filtrowany pod kątem ewentualnych naruszeń praw autorskich. Takie rozwiązanie Komisja Europejska wprowadziła w propozycji dyrektywy dotyczącej reformy praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, która z dużym prawdopodobieństwem zostanie w tym roku przyjęta przez Parlament Europejski. Obowiązek automatycznego filtrowania treści poprzez dedykowane oprogramowanie (art. 13 Dyrektywy) byłby nałożony na pośredników internetowych, czyli serwisy takie jak YouTube, Facebook czy Flickr. Oznacza to nic innego jak ciągły monitoring i nadzór nad informacjami oraz cenzurę treści w sieci. Zdaniem Komisji Europejskiej ma to przede wszystkim wzmocnić pozycję twórców w zakresie negocjowania warunków i sposobów płatności za korzystanie z ich treści online na platformach udostępniania plików wideo. Dodatkowo, wprowadzenie szczegółowych rozwiązań w tej kwestii Komisja zostawia samoregulacji podmiotom pośredniczącym w udostępnianiu treści, co z pewnością nie pomoże w harmonizacji prawa na poziomie europejskim. O najważniejszych problemach związanych z artykułem 13 możecie przeczytać więcej w stanowisku stowarzyszenia Communia.
Filtrowanie treści – to nie takie proste
Problem polega na tym, że zautomatyzowane systemy filtrowania treści nie są zdolne do weryfikacji, czy treści rzeczywiście naruszają prawa autorskie. Pozostawia to ogromne pole do tego, żeby automatycznie zostały usuwane nie tylko materiały z domeny publicznej, ale także oryginalne treści udostępniane przez użytkowników.
W styczniu tego roku po raz kolejny pokazała to sprawa dotycząca roszczeń prawnoautorskich do filmu zamieszczonego przez jednego z użytkowników serwisu YouTube, który otrzymał pięć skarg na naruszenie praw autorskich do nagrania tzw. białego szumu. Dla mniej wtajemniczonych, biały szum to nic innego jak dźwięki wydawane przez sprzęty domowe takie jak suszarki, czy lodówki. Sprawa pokazuje, że nawet największe serwisy, które już posiadają własne systemy weryfikacji treści (jak np. ContentID stosowany przez YouTube) nie radzą sobie z rozpoznawaniem domeny publicznej, ani innych oryginalnych treści umieszczanych przez użytkowników (do których nikt inny nie powinien mieć roszczeń). Wcześniej, z YouTuba zniknęło nagranie “Cichej Nocy” (osobiście zaśpiewane przez jednego z użytkowników bez żadnego podkładu muzycznego), gdyż wytwórnia BMG, Warner/Chappell oraz Universal Music Publishing Group rościła sobie (oczywiście bezprawnie) prawa do tej kolędy. Takich przypadków jest oczywiście dużo więcej.
Filtrowanie treści narusza prawa podstawowe
Jeśli artykuł 13 dyrektyw zostanie przyjęty w proponowanym przez Komisję Europejską kształcie opisane wyżej problemy będą dotyczyły nie tylko gigantów takich jak YouTube czy Facebook, ale też wszystkich innych, mniejszych pośredników internetowych. Może to nawet spowodować wykluczenie z rynku tych, dla których opracowanie technologii monitorujących treści będzie zbyt kosztowne. Dodatkowo, obowiązek informowanie na temat działania mechanizmu filtrowania nie dotyczy użytkowników, którzy zostaną bez żadnej możliwości obrony przed usunięciem ich treści bezpodstawnie. Należy podkreślić, że nie każde użycie cudzej twórczości jest traktowane jako naruszenia praw autorskich. Mamy przecież dozwolony użytek, który zezwala na korzystanie z utworów objętych ochroną prawa autorskiego poprzez ich cytowanie, wykorzystywanie w ramach parodii, czy do użytku prywatnego. Niestety, prawdopodobnie filtr nie rozpozna tego rodzaju zastosowań, w wyniku czego legalne wykorzystanie chronionego materiału będzie ograniczone.
Filtrowanie treści – coraz więcej wątpliwości
W ubiegłym roku wątpliwości dotyczące propozycji obowiązkowego filtrowania treści zgłaszały zarówno organizacje pozarządowe, środowisko akademickie i same kraje członkowskie. W otwartym liście do eurodeputowanych w sprawie usunięcia art. 13 z projektu dyrektywy o prawie autorskim organizacje zajmujące się prawami człowieka i prawami cyfrowymi wskazują przede wszystkim na zagrożenie dla praw podstawowych oraz niezgodność artykułu 13 z obowiązującymi przepisami i orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości. Dyrektywa o handlu elektronicznym (2000/31/WE) określa bowiem, że serwis internetowy nie ma generalnego obowiązku filtrowania treści. Dopiero powiadomienie o naruszeniu obliguje go do usunięcia takiego materiału. Jak wskazują sygnatariusze listu (Centrum Cyfrowe jest jednym z nich) wymóg korzystania z oprogramowania filtrującego został dwukrotnie odrzucony przez Trybunał Sprawiedliwości w sprawach Scarlet Extended (C 70/10) i Netlog / Sabam (C 360/10) a Trybunał wskazał, że filtrowanie treści zagraża wolności słowa. Dlatego z różnych stron płyną głosy, że jedynym słusznym rozwiązaniem byłoby usunięcie art. 13 z propozycji dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym.
Filtrowanie treści i podatek od linków = wybuchowa mieszanka
Obok pomysłu filtrowania treści Komisja Europejska proponuje także wprowadzenie tzw. podatku od linków (ang. link tax, ancillary copyright), czyli opłatę za publikację odnośników do materiałów chronionych prawem autorskim. Takie rozwiązanie pozwoliłoby wydawcom pobierać opłaty za wykorzystywanie fragmentów tekstów i linków w takich serwisach jak Google News czy Reddit. Nie wiadomo dlaczego Komisja zdecydowała się na taką propozycję, skoro pomysł opodatkowania linków nie sprawdził się już dwukrotnie, zarówno w Hiszpanii, jak i Niemczech. Natomiast w przyjętym w 2015 roku przez Parlament Europejski raporcie Julii Redy wprost opowiedziano się przeciwko wprowadzeniu dodatkowego prawa dla wydawców w tym zakresie. Warto także podkreślić, że polscy wydawcy internetowi i blogerzy pod koniec 2017 roku apelowali do rządu, aby odrzucił proponowane przez Komisję zmiany. W swoim apelu proszą o wsparcie w działaniach zmierzających do zachowania wolnego i otwartego charakteru internetu, który służy wszystkim obywatelom, bez względu na ich status materialny i przekonania. Wprowadzenie obowiązkowego filtrowania treści razem z podatkiem od linków stanowiłoby poważne zagrożenie dla wolności słowa w internecie.
Sprawa, jak przekonują twórcy kampanii Create Refresh, dotyczy każdego z nas. W każdym tekście opublikowanym na tej stronie wykorzystujemy różne materiały, filmy, zdjęcia i linki. Niestety, trudno to sobie wyobrazić, ale taka możliwość może już wkrótce zostać nam wszystkim ograniczona. Tym, którzy chcą być na bieżąco w dyskusji związanej z filtrowaniem treści oraz podatkiem od linków polecamy śledzenie bloga stowarzyszenia Communia, serwisu copybuzz.com oraz edri.org.