Konferencja podsumowująca projekt PASTEUR4OA przyniosła kilka ciekawych refleksji o sposobach na skuteczne wdrożenie otwartego dostępu do publikacji naukowych i danych badawczych. PASTEUR4OA od kilku lat gromadzi specjalistów od Open Access i wspólnie zastanawia się i aktywnie działa na rzecz wprowadzania polityk otwartości w europejskiej nauce.
Jednym z najbardziej imponujących przykładów skutecznego wdrożenia Open Access jest działalność holenderskiego stowarzyszenia uniwersytetów VSNU. Należą do niego wszystkie czternaście uniwersytetów w kraju. VSNU ma za zadanie reprezentować swoich członków w rządzie, środowisku politycznym oraz organizacjach społecznych. VSNU to również organizacja pracodawców, która konsultuje z rządem i związkami zawodowymi warunki zatrudnienia na uniwersytetach. Od kilku lat intensywnie negocjuje z rządem i największymi naukowymi wydawcami obniżenie opłat za otwarty dostęp do publikacji naukowych.
slajd z prezentacji Gerarda Meijera, cała prezentacja dostępna pod adresem: http://www.pasteur4oa.eu/draft-conference-program
Pewne wątpliwości budzi skupienie się na największych wydawnictwach. Wśród tych najmniejszych znajduje się wiele z dziedzin humanistycznych i społecznych. Choć ilościowo nie mają one takiego znaczenia, o tyle można mieć wątpliwości, czy kryterium ilości jest jedynym, które warto brać pod uwagę.
slajdy z prezentacji Gerarda Meijera, cała prezentacja dostępna pod adresem: http://www.pasteur4oa.eu/draft-conference-program
VSNU posiada jednak inne niezwykle cenne mocne strony. Stowarzyszenie podsumowuje przyczyny swojego sukcesu w czterech punktach:
Rząd holenderski zgodził się z VSNU, że negocjacje cen z wydawniczymi gigantami są niezbędne. Mogłoby się wydawać, że to oczywiste, że rząd chce udostępniać obywatelom publikacje, które są płacone z ich podatków. Jednocześnie ci wydawcy to nie tylko duża siła lobbingowa, ale również znaczący podatnik. W takim kontekście tym bardziej należy podkreślić znaczenie tego poparcia.
VSNU podsumował swoje doświadczenia negocjacyjne w e-zinie.
Holenderska droga dojścia do Open Access byłaby pewnie trudna do osiągnięcia w Polsce z innego powodu. Tak jak w Wielkiej Brytanii wybrano tam złotą drogę Open Access, czyli dodatkowe opłacanie wydawcom otwarcia wydawanych przez nich publikacji. To, nawet po negocjacjach, droga wymagająca stałych dużych nakładów finansowych. Holenderski rząd ma jednak ambitny plan: do 2024 roku wszystkie publikacje naukowe mają być w otwartym dostępie. Nie udałoby się to bez negocjacji z największymi wydawcami, którzy obejmują 70-80% tego rynku w Holandii.
Alternatywą lub uzupełnieniem jest zielona droga (również już dostępna i wdrożona w Holandii), w ramach której artykuły (po recenzji i/lub redakcji) są otwarcie udostępniane w uniwersyteckich, dziedzinowych lub ogólnokrajowych repozytoriach. Takie rozwiązanie jest sugerowane w dostępnym na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dokumencie „Kierunki rozwoju otwartego dostępu do treści naukowych w Polsce”.
Więcej o otwartości w nauce w naszej publikacji „Wolne licencje w nauce. Instrukcja„.
Prezentacje z konferencji są dostępne pod adresem: http://pasteur4oa.eu/draft-conference-program
Konferencja “Green Light for Open Access: Aligning Europe’s OA Policies” została zrealizowana w ramach projektu PASTEUR4OA. Centrum Cyfrowe jest polskim przedstawicielem w projekcie.
Trwa debata nad kształtem reformy europejskiego prawa autorskiego. Komisja Europejska zdecydowała się na konsultacje publiczne dotyczące dwóch zagadnień: prawa panoramy i prawa pokrewnego wydawców. Obie kwestie są niezwykle ważne z perspektywy zasad funkcjonowania internetu i praw użytkowników. Chcesz żeby projekty takie jak Wikipedia nadal działały i aby każdy mógł publikować zdjęcia z wakacji? Powiedz TAK prawu panoramy. Chcesz żeby internet nadal oparty był na wymianie linków, agregaty informacji istniały i żeby bez obaw można było polecać swoje ulubione artykuły znajomym przez portale społecznościowe? Powiedz NIE prawu pokrewnemu wydawców.
Rząd Polski również pracuje nad stanowiskiem, które przedstawi Komisji. Chcemy, aby głos Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego był progresywny i wspierający rozwój społeczeństwa opartego na wiedzy. Szczególnie, że polskie przepisy dotyczące prawa panoramy mogą być wzorcowe dla całej Europy.
Poniżej prezentujemy nasze stanowiska w konsultacjach prowadzonych przez MKiDN, wraz z krótkim ich uzasadnieniem.
Zapraszamy wszystkie chętne organizacje, instytucje i firmy do podpisania przygotowanych przez nas stanowisk. Dokumenty zostaną przekazane Ministerstwu 31 maja. Na zgłoszenia chętnych podmiotów czekamy do 30 maja – piszcie na adres nmileszyk[at]centrumcyfrowe.pl.
Zachęcamy Was również do wyrażenia swojego zdania poprzez stronę youcan.fixcopyright.eu. Znajdziecie na niej porady, jak wypełnić formularz Komisji tak, by poprzeć progresywną reformę prawa autorskiego.
Komisja Europejska pyta o sensowność wprowadzenia prawa pokrewnego wydawców – dodatkowej ochrony interesów majątkowych wydawców, która miałaby im się należeć od pośredników przekazujących ich treści czytelnikom.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego czeka na opinie do 31 maja, a Komisja Europejska do 15 czerwca.
Pomysł na prawo pokrewne (ancillary copyright) wziął się stąd, że wydawcy uważają, że tracą zyski na masowym linkowaniu przez pośredników. Twierdzą oni, że odbiorcy artykułów i innych treści rzadziej odwiedzają źródłowe strony jeśli mogą zorientować się w zawartości artykułu na stronie pośrednika. Nie oglądają tym samym reklam i nie płacą za dostęp.
Do tej pory w Unii Europejskiej wprowadzono przepisy dotyczące prawa pokrewnego wydawców w Hiszpanii i Niemczech. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że wprowadzenie tych rozwiązań miało negatywny wpływ na różnorodność treści dostępnych w internecie.
Oto 6 powodów, dla których prawa pokrewne wydawców przyniosą więcej szkody niż pożytku:
Linkowanie to podstawa funkcjonowania internetu, która umożliwia dostęp do informacji i wiedzy, a co ważniejsze, wzajemne przenikanie się i powiązania między rozmaitymi treściami. Internet bez linkowania traci swoją hipertekstualność. Linkowanie to również podstawa działania wielu projektów społecznościowych służących budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy, takich jak np. Wikipedia. Wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców utrudni funkcjonowanie takich inicjatyw. Dodatkowo nowe uprawnienie spowoduje, że każde linkowanie do treści wydawców bez uzyskania zgody będzie mogło stanowić naruszenie prawa autorskiego. Taka sytuacja budzi kontrowersje ze względu na odpowiedzialność użytkowników za zamieszczane przez nich treści. Linkowanie jest jedną z podstawowych czynności podejmowanych w cyfrowym świecie i zmiana takiego wzorca zachowania jest praktycznie niemożliwa. W efekcie powstanie prawo, którego użytkownicy internetu z założenia nie będą przestrzegać.
Wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców nie rozwiąże głównego problemu, z jakim boryka się system ochrony praw autorskich w Europie. Problemem tym jest nazbyt rozbudowany system, który uniemożliwia użytkownikom przestrzeganie prawa jeśli nie posiadają wiedzy prawniczej.
Nie istnieją również żadne dane potwierdzające nadzieje wydawców, że nowe uprawnienie rozwiąże problemy ekonomiczne, z jakimi boryka się rynek wydawniczy. Wiele problemów rynku wydawniczego bierze się ze zmieniających się relacji między popytem, podażą, kosztami i ceną. Nie da się ich rozwiązać komplikując prawo autorskie i wprowadzając nowe uprawnienia. (więcej…)
Komisja Europejska w trwających konsultacjach pyta nie tylko o prawa pokrewne wydawców, ale też o prawo panoramy. Uważamy, że reforma unijnego prawa autorskiego powinna wprowadzić dozwolony użytek prawa panoramy zarówno dla komercyjnego jak i niekomercyjnego wykorzystania .
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego czeka na opinie do 31 maja, a Komisja Europejska do 15 czerwca.
Wolność panoramy jako dozwolony użytek w prawie autorskim dopuszcza wykorzystanie zdjęć obiektów umieszczonych w przestrzeni publicznej (np. budynków, rzeźb, street-artu) bez konieczności uzyskania zgody ich twórców lub właścicieli.
Dlaczego prawo panoramy dotyczące zarówno komercyjnego jak i niekomercyjnego wykorzystania jest ważne dla obywateli Europy?
Wolność panoramy jest ważna przede wszystkim ze względu na dostęp do europejskiego dziedzictwa kulturowego. Przestrzeń publiczna jest dobrem wspólnym. Każdy powinien mieć prawo obejrzenia placów, ulic, parków bez względu na to, czy ma możliwość fizycznego dotarcia do tego konkretnego miejsca. Dostęp do zdjęć architektury i rzeźb jest również niezbędny w edukacji artystycznej i w kształtowaniu poczucia estetyki. Wolność panoramy jest niezbywalnym elementem kultury europejskiej – trudno sobie wyobrazić europejską sztukę bez dzieł pokazujących panoramy miast z różnych okresów w dziejach. Jeśli zależy nam na żywotności i trwałości naszej kultury, musimy chronić wolność panoramy tak samo, jak chronimy wolność słowa i debaty publicznej. (więcej…)
Artykuł autorstwa Paula Kellera został opublikowany na blogu Stowarzyszenia Communia 12 maja 2016.
Komisja Europejska przeprowadza obecnie konsultacje publiczne na temat roli wydawców w łańcuchu wartości praw pokrewnych oraz wolności panoramy. Dzisiaj rozpoczynamy krótką serię postów, w których będziemy przedstawiać problemy związane z nowym prawem autorskim dla wydawców i wyjaśniać, dlaczego pełna wolność panoramy powinna zostać zapewniona każdemu w UE. Niniejszy artykuł dotyczy tego, dlaczego nowe uprawnienia majątkowe dla wydawców są złym pomysłem.
COMMUNIA od dawna ma krytyczne nastawienie do prób wprowadzenia dodatkowych praw dla wydawców prasy (zbiór poprzednich postów jest dostępny tutaj).
Prawo pokrewne, pomocnicze prawo autorskie dla wydawców prasy (ancillary copyright) umożliwiłoby wydawcom zarabianie na wykorzystywaniu krótkich fragmentów tekstu przez agregatory wiadomości, wyszukiwarki i być może inne mechanizmy, które gromadzą i udostępniają linki do artykułów wydawców (stąd nazwa: podatek od linków).
Takie rozwiązanie po raz pierwszy pojawiło się w Niemczech, a następnie zostało ono zaimplementowane do hiszpańskiego prawa autorskiego. Jest dobrze udokumentowane, że w obu przypadkach wprowadzenie tych nowych praw nie doprowadziło do osiągnięcia celów ich zwolenników.
Mimo to wydawcy nadal dążą do tego, aby takie prawo zostało uchwalone na skalę europejską. Pomysł ten nie pojawił się w strategii Komisji dotyczącej jednolitego rynku cyfrowego, jednakże komisarz Oettinger nie ukrywał swojego poparcia dla niego i dał jasno do zrozumienia, że pomysł może zostać podchwycony w każdej chwili. (więcej…)
Co się znajdzie w nowym prawie?
Projekt ustawy antyterrorystycznej* daje Szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego możliwość zarządzenia zablokowania “danych informatycznych mających związek ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym”. Będzie on mógł zażądać tego samego od “administratora systemu teleinformatycznego”. Żeby podjąć takie działanie Szef ABW będzie potrzebował jedynie pisemnej zgody Prokuratora Generalnego.
Ustawa to narzędzie do „podtapiania” niewygodnych mediów, osób i wypowiedzi. Na tyle dokuczliwie i szybko, by uniemożliwić autentyczną swobodę wypowiedzi.
Co to jest zdarzenie o charakterze terrorystycznym? Być może takie, które niesie zagrożenie masowego rażenia, wyjątkowo okrutnej przemocy? Być może jest to czyn, który zagraża ładowi społecznemu i zasadom współżycia społecznego? A może akt społecznego sprzeciwu z użyciem internetu do mobilizacji obywateli? Jak bezpośredni powinien być związek między “zdarzeniem” i “danymi” – czy blokada może dotyczyć tylko treści publikowanych przez domniemanych terrorystów? Co z ich omówieniami i medialnymi reakcjami na zdarzenie?
Na tego rodzaju pytania będzie odpowiadać Szef ABW, podejmując decyzje o zablokowaniu konkretnych stron internetowych. Nie wiemy, jak wielkie będzie miał pole do interpretacji tych ogólnych zapisów. Sąd zweryfikuje czy miał rację dopiero 5 dni od zablokowania treści.
Czym i komu to grozi?
Łatwo można sobie jednak wyobrazić zablokowanie nie tylko pojedynczych komentarzy ale też całych portali społecznościowych, blogów czy e-wydań gazet. Operator telekomunikacyjny włączy po prostu odpowiedni filtr. Tego rodzaju filtry zakładane na wniosek ABW staną się infrastrukturą blokującą – potężnym narzędziem, które będzie można wykorzystywać w innym celu. Wystarczyło będzie określenie go w kolejnej ustawie i blokowane będą w zasadzie dowolne treści na życzenie ustawodawcy. Także te, które nie mają nic wspólnego z terroryzmem, a są po prostu wyrazem czyichś poglądów.
Ustawa antyterrorystyczna w proponowanym kształcie to szalenie niebezpieczne narzędzie w rękach każdej władzy. Nie wyeliminuje terroryzmu, ponieważ terroryści nie namawiają się na „Naszej Klasie”. Nawet gdyby tak było, należy ich zidentyfikować i zatrzymać, a nie tracić czas na blokowanie ich komunikatów czy “filmików instruktażowych”. Wiedzą to wszystkie służby. Ustawa da im jednak narzędzie do „podtapiania” niewygodnych mediów, osób i wypowiedzi. Nie na zawsze i nie całkowicie – blokowane treści pozostają w internecie, tyle że niewidoczne. Ale na tyle dokuczliwie i szybko, by uniemożliwić autentyczną swobodę wypowiedzi.
Co jeszcze można (trzeba!) zrobić?
Władza nie chce publicznej krytyki tego projektu, przepychając go w szybkim tempie przez proces legislacyjny bez czasu na debatę i konsultacje publiczne.
Wzywamy dziennikarzy i dziennikarki, media obywatelskie i komercyjne, blogerów i blogerki, publicystów i publicystki do informowania swoich widzów i czytelników o tym, jakie zagrożenia dla wolności słowa niesie ze sobą ustawa nazywana “antyterrorystyczną”. Blokowanie treści nie zatrzyma ani jednego terrorysty, za to – nieodpowiedzialnie wykorzystywane – odetnie Waszej publiczności dostęp do wiedzy i informacji. Media narazi na straty i oskarżenia o działalność o charakterze terrorystycznym.
Kiedy nie można zrobić zbyt wiele, trzeba robić tyle, ile można. Zareagujmy publicznym sprzeciwem na tworzenie prawa, które może stać się bezpośrednim zagrożeniem dla wolności wypowiedzi. Nie pozwólmy, by ta zmiana przeszła bez echa.
Anna Mazgal (Centrum Cyfrowe)
Katarzyna Szymielewicz (Fundacja Panoptykon)
Krzysztof Izdebski (Fundacja ePaństwo)
—-
* właściwie: projekt ustawy o działaniach antyterrorystycznych z 5 maja 2016 r.
Artykuł autorstwa Paula Kellera został opublikowany na blogu Stowarzyszenia Communia 3 maja 2016.
W ubiegłym tygodniu Politico opublikował projekt-przeciek komunikatu Komisji o platformach internetowych. Jak sugeruje tytuł, jest to kolejny krok Komisji na drodze do stworzenia europejskiego jednolitego rynku cyfrowego. Pomimo że dokument bezpośrednio nie dotyczy kwestii związanych z prawem autorskim, omawia on ważne skutki dla przyszłości tego prawa w UE (i poza nią).
Według Komisji komunikat uwzględnia wkład, który Komisja do tej pory otrzymała w odpowiedzi na ubiegłoroczne konsultacje na temat „Środowiska regulacyjnego dotyczącego platform, pośredników internetowych, danych i chmury obliczeniowej oraz ekonomii współpracy”. W listopadzie, kiedy zachęcaliśmy naszych czytelników do wzięcia udziału w tych konsultacjach, wskazaliśmy, że Komisja rozważała podjęcie środków, które obejmowały wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców (podatek od linków), ograniczenie prawa do linkowania i zmiany ograniczenia odpowiedzialności dla pośredników internetowych.
Stanowisko Centrum Cyfrowego w konsultacjach nt. pośredników internetowych.
Projekt potwierdza te oczekiwania – przynajmniej w części. Zawiera on takie wyrażenia, które wydają się zmierzać do podważenia istniejących ograniczeń odpowiedzialności dla pośredników internetowych. Ponadto w dokumencie pojawiają się wyraźne odniesienia do wprowadzenia prawa pokrewnego wydawców – ancillary copyright.
Jeżeli chodzi o prawa autorskie, najciekawszą częścią komunikatu jest sekcja zatytułowana „Zobowiązanie platform internetowych do działania w sposób odpowiedzialny”. W tej sekcji Komisja wydaje się pochwalać istniejący reżim odpowiedzialności pośredników internetowych.
Pomimo że obowiązujący reżim odpowiedzialności pośredników internetowych, jak wyszczególniono w dyrektywie o handlu elektronicznym, został stworzony w czasie, kiedy platformy internetowe nie działały na taką skalę, jak to ma miejsce obecnie, stworzył on środowisko regulacyjne, które w sposób znaczący umożliwiło im rozwój. Częściowo wynika to z harmonizacji wyłączenia wszystkich rodzajów platform internetowych z ponoszenia odpowiedzialności za nielegalne treści i działania, których nie kontrolują. Konsultacje publiczne pokazały silne poparcie istniejących zasad dyrektywy o handlu elektronicznym, ale również potrzebę doprecyzowania niektórych kwestii, w tym zakresu safe harbour dla odpowiedzialności pośredników, również w przypadku platform internetowych. Zważywszy na powyższe, Komisja zamierza zachować istniejący reżim w zakresie odpowiedzialności.
Co naprawdę zmienia edukację? Nowe technologie w rękach uczniów i nauczycieli? Łatwy dostęp do wiedzy z całego świata (od Wikipedii po YouTube)? A może konkretne podręczniki i książki? Być może wszytko to po trochu ma wpływ na jej kształt, ale prawdziwa, dobra zmiana, odbywa się poprzez praktyki korzystania z tych zasobów: infrastruktury, sprzętu i dostępu do wiedzy. Być może dlatego na konferencji OER16, jednej z największych w Europie poświęconych otwartym zasobom edukacyjnym, prawie nie było wystąpień o nowych treściach i niewiele o nowych technologiach. Kluczowym tematem była kultura oraz praktyki korzystania z zasobów. Temu właśnie poświęcone były również dwa wystąpienia, które, jako Centrum Cyfrowe, prezentowaliśmy na tej konferencji. Pierwsze o politykach otwartości w szkołach, drugie o tym jak dobierać i prezentować zasoby instytucji kultury by były przydatne w edukacji.
Patrząc z polskiej perspektywy, zdominowanej w ostatnich latach przez e-podręczniki Cyfrowej Szkoły i Nasz Elementarz, łatwo zapomnieć, że otwarte zasoby edukacyjne mają już bardzo ugruntowaną pozycję w wielu krajach na świecie. Dostępność materiałów edukacyjny na wolnych licencjach traktuje się już za oczywistą. Nieoczywiste, a zatem ciekawsze jest to, jak są wykorzystywane w szkole i poza nią. Nie oznacza to, że warto narzekać na Cyfrową Szkołę. Przysłuchując się pomysłom na prowadzenie cyfrowej edukacji rozwijanym w innych państwach łatwo zrozumieć, że konstrukcja tego projektu (dofinansowanie infrastruktury, sprzętu, doszkolenie i tworzenie sieci wsparcia z TIK dla nauczycieli i otwarte zasoby w postaci e-podręczników) była naprawdę świetna i pozostaje aktualna. Implementacja, dość pośpieszna, w efekcie przeprowadzona została nierówno i nie bez kontrowersji. Niestety, bez udanego komponentu składającego się ze szkoleń i bez wsparcia nauczycieli, e-podreczniki pozostają dość statycznymi zasobami, z których aktywnie (przerabiając je i tworząc na ich bazie nowe treści) korzysta niewielka grupa zaawansowanych nauczycieli. Same otwarte treści, nawet dobrej jakości i dostępne na przyjaznej i użytecznej platformie, nie są w stanie zmienić w szkole zbyt wiele. (więcej…)
Dwa dni z pewnością nie wystarczą by opisać nawet wycinek tego jak otwarte zasoby zmieniają edukację w Europie. W takim czasie można jednak przedyskutować wiele o tym jak zmiany te są zależne od specyfiki poszczególnych państw. Taki cel miało spotkanie w formie booksprintu ekspertów zajmujących się otwartymi zasobami edukacyjnymi z całej Europy z zespołem Norweskiej agencji ds. edukacji cyfrowej (NDLA, Nasjonal digital læringsarena).
NDLA odpowiada za jeden największych krajowych projektów bazujących na OZE w Europie. Choć podobnie do polskiej „Cyfrowej szkoły” ich pomysł na krajowe repozytorium materiałów pomocniczych dla nauczycieli pojawił się prawie spontanicznie, wykorzystując nagłą okazję zmiany finansowania dotychczasowego modelu, to jest to zupełnie odmienny projekt. W pierwszej części projektu finansowanego z programu „Równość w edukacji” spotkanie ekspertów i ekspertek z Europy Środkowej, Wschodniej oraz Skandynawii ujawniło jak wiele nieodkrytych praktyk i modeli działań mają przed sobą te kraje, posługujące się innymi językami i nie chwalące swoimi sukcesami tak jak zdarza się to krajom angielskojęzycznym. Utrudnia to wzajemne uczenie się od siebie i przepływ najlepszych praktyk. Norwegia jako jedna z pierwszych rozpoznała ten problem i od lat inwestuje m.in. w sieci i projekty edukacyjne z krajami nadbałtyckimi.
Po zeszłorocznym spotkaniu poświęconym funkcjonowaniu krajowych repozytoriów otwartych zasobów edukacyjnych w tym roku postanowiliśmy spotkać się by porównać różne praktyki pracy z autorami zasobów, w szczególności tymi instytucjonalnymi, oraz by zastanowić się jak duże ogólnokrajowe projekty OZE wpływają na system edukacji i rynek. W wyniku spotkania powstał uniwersalny poradnik dla szkół i instytucji rozważających rozpoczęcie pracy z OZE pt. 10 things you should consider when you #GoOpen oraz wzajemnie recenzowane studia przypadków polskiego projektu otwartych e-podręczników Cyfrowej Szkoły oraz norweskiego repozytorium NDLA. Dzięki współpracy zdalnej powstaną również takie studia dla belgijskiego repozytorium Klascement oraz kampanii #GoOpen ze Stanów Zjednoczonych.
Światowy Dzień Własności Intelektualnej, 26 kwietnia, chcemy w tym roku uczcić w wyjątkowy sposób. Tego dnia opublikujemy Dziennik Anny Frank, który w Polsce znajduje się już w domenie publicznej, jednak w Holandii i wielu innych krajach Unii Europejskiej nadal nie. A przecież od śmierci Anny Frank minęło właśnie 70 lat.
Dzień publikacji wybraliśmy nieprzypadkowo – chcemy pokazać, że prawo autorskie w Unii Europejskiej nie jest zharmonizowane, co ogranicza dostęp użytkowników do kultury. Różny czas ochrony praw majątkowych w poszczególnych krajach powoduje, że trudno jest określić czy dany utwór definitywnie przeszedł do europejskiej domeny publicznej. Ten brak spójności przepisów prawa autorskiego wpływa również na dostęp do treści w internecie poprzez konieczność geoblokowania.
Możesz zobaczyć opublikowany przez nas Dziennik Anny Frank na www.annefrank.centrumcyfrowe.pl. Znajdziesz tam też wiele ciekawych materiałów. Powiedz o tym całemu światu #ReadAnneDiary
Ogólnie przyjętą regułą w Unii Europejskiej jest ochrona majątkowych praw twórców przez 70 lat od daty śmierci. Zgodnie z tą zasadą, zapiski Anny Frank (wersja A i B) przeszły do domeny publicznej 1 stycznia 2016. Tak też stało się w Polsce, ale nie w Holandii.
(więcej…)