Komisja Europejska pyta o sensowność wprowadzenia prawa pokrewnego wydawców – dodatkowej ochrony interesów majątkowych wydawców, która miałaby im się należeć od pośredników przekazujących ich treści czytelnikom.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego czeka na opinie do 31 maja, a Komisja Europejska do 15 czerwca.

Pomysł na prawo pokrewne (ancillary copyright) wziął się stąd, że wydawcy uważają, że tracą zyski na masowym linkowaniu przez pośredników. Twierdzą oni, że odbiorcy artykułów i innych treści rzadziej odwiedzają źródłowe strony jeśli mogą zorientować się w zawartości artykułu na stronie pośrednika. Nie oglądają tym samym reklam i nie płacą za dostęp.

Do tej pory w Unii Europejskiej wprowadzono przepisy dotyczące prawa pokrewnego wydawców w Hiszpanii i Niemczech. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że wprowadzenie tych rozwiązań miało negatywny wpływ na różnorodność treści dostępnych w internecie.

Oto 6 powodów, dla których prawa pokrewne wydawców przyniosą więcej szkody niż pożytku:

 

  1. Internet bez linkowania oznacza martwe prawo – albo martwy internet

Linkowanie to podstawa funkcjonowania internetu, która umożliwia dostęp do informacji i wiedzy, a co ważniejsze, wzajemne przenikanie się i powiązania między rozmaitymi treściami. Internet bez linkowania traci swoją hipertekstualność. Linkowanie to również podstawa działania wielu projektów społecznościowych służących budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy, takich jak np. Wikipedia. Wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców utrudni funkcjonowanie takich inicjatyw. Dodatkowo nowe uprawnienie spowoduje, że każde linkowanie do treści wydawców bez uzyskania zgody będzie mogło stanowić naruszenie prawa autorskiego. Taka sytuacja budzi kontrowersje ze względu na odpowiedzialność użytkowników za zamieszczane przez nich treści. Linkowanie jest jedną z podstawowych czynności podejmowanych w cyfrowym świecie i zmiana takiego wzorca zachowania jest praktycznie niemożliwa. W efekcie powstanie prawo, którego użytkownicy internetu z założenia nie będą przestrzegać.

 

RP-P-OB-87.503

autor nieznany, domena publiczna, http://hdl.handle.net/10934/RM0001.COLLECT.524391

 

  1. Wprowadzanie nowych praw autorskich nie rozwiązuje systemowych problemów

Wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców  nie rozwiąże głównego problemu, z jakim boryka się system ochrony praw autorskich w Europie. Problemem tym jest nazbyt rozbudowany system, który uniemożliwia użytkownikom przestrzeganie prawa jeśli nie posiadają wiedzy prawniczej.

Nie istnieją również żadne dane potwierdzające nadzieje wydawców, że nowe uprawnienie rozwiąże problemy ekonomiczne, z jakimi boryka się rynek wydawniczy. Wiele problemów rynku wydawniczego bierze się ze zmieniających się relacji między popytem, podażą, kosztami i ceną. Nie da się ich rozwiązać komplikując prawo autorskie i wprowadzając nowe uprawnienia. (więcej…)

Komisja Europejska w trwających konsultacjach pyta nie tylko o prawa pokrewne wydawców, ale też o prawo panoramy. Uważamy, że reforma unijnego prawa autorskiego powinna wprowadzić dozwolony użytek prawa panoramy zarówno dla komercyjnego jak i niekomercyjnego wykorzystania .

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego czeka na opinie do 31 maja, a Komisja Europejska do 15 czerwca.

Wolność panoramy jako dozwolony użytek w prawie autorskim dopuszcza wykorzystanie zdjęć obiektów umieszczonych w przestrzeni publicznej (np. budynków, rzeźb, street-artu) bez konieczności uzyskania zgody ich twórców lub właścicieli.

1200px-Bellotto_View_of_Warsaw_from_Praga

Widok Warszawy od strony Pragi, Canaletto, domena publiczna

 

Dlaczego prawo panoramy dotyczące zarówno komercyjnego jak i niekomercyjnego wykorzystania jest ważne dla obywateli Europy?

1. Panorama jest niezbywalnym elementem europejskiego dziedzictwa kulturowego

Wolność panoramy jest ważna przede wszystkim ze względu na dostęp do europejskiego dziedzictwa kulturowego. Przestrzeń publiczna jest  dobrem wspólnym. Każdy powinien mieć prawo obejrzenia  placów, ulic, parków  bez względu na to,  czy ma możliwość fizycznego dotarcia do tego konkretnego miejsca. Dostęp do zdjęć architektury i rzeźb jest również niezbędny w edukacji artystycznej i w kształtowaniu poczucia estetyki. Wolność panoramy jest niezbywalnym elementem kultury europejskiej – trudno sobie wyobrazić europejską sztukę bez dzieł pokazujących panoramy miast z różnych okresów w dziejach. Jeśli zależy nam na żywotności i trwałości naszej kultury, musimy chronić wolność panoramy tak samo, jak chronimy wolność słowa i debaty publicznej. (więcej…)

Artykuł autorstwa Paula Kellera został opublikowany na blogu Stowarzyszenia Communia 12 maja 2016.

Komisja Europejska przeprowadza obecnie konsultacje publiczne na temat roli wydawców w łańcuchu wartości praw pokrewnych oraz wolności panoramy. Dzisiaj rozpoczynamy krótką serię postów, w których będziemy przedstawiać problemy związane z nowym prawem autorskim dla wydawców i wyjaśniać, dlaczego pełna wolność panoramy powinna zostać zapewniona każdemu w UE. Niniejszy artykuł dotyczy tego, dlaczego nowe uprawnienia majątkowe dla wydawców są złym pomysłem.

 

Krótka historia praw pokrewnych w Europie

COMMUNIA od dawna ma krytyczne nastawienie do prób wprowadzenia dodatkowych praw dla wydawców prasy (zbiór poprzednich postów jest dostępny tutaj).

Prawo pokrewne, pomocnicze prawo autorskie dla wydawców prasy (ancillary copyright) umożliwiłoby wydawcom zarabianie na wykorzystywaniu krótkich fragmentów tekstu przez agregatory wiadomości, wyszukiwarki i być może inne mechanizmy, które gromadzą i udostępniają linki do artykułów wydawców (stąd nazwa: podatek od linków).

Takie rozwiązanie po raz pierwszy pojawiło się w Niemczech, a następnie zostało ono zaimplementowane do hiszpańskiego prawa autorskiego. Jest dobrze udokumentowane, że w obu przypadkach wprowadzenie tych nowych praw nie doprowadziło do osiągnięcia celów ich zwolenników.

RP-P-OB-87.503

autor nieznany, domena publiczna, http://hdl.handle.net/10934/RM0001.COLLECT.524391

 

 

Mimo to wydawcy nadal dążą do tego, aby takie prawo zostało uchwalone na skalę europejską. Pomysł ten nie pojawił się w strategii Komisji dotyczącej jednolitego rynku cyfrowego, jednakże komisarz Oettinger nie ukrywał swojego poparcia dla niego i dał jasno do zrozumienia, że pomysł może zostać podchwycony w każdej chwili. (więcej…)

Czym jest dla dziennika internetowego 5 dni bez możliwości publikacji w internecie? To 5 dni utraty czytelników, 5 dni bez możliwości komentowania bieżących wydarzeń. To wymierne straty z powodu braku zysków z reklam. Dla blogera to straszak – widzimy cię, możemy ci zamknąć usta. Do tego dochodzi potencjalnie oskarżenie o działalność terrorystyczną. Ustawa antyterrorystyczna może sprawić, że internet, ta wielka agora debaty publicznej, stanie się poligonem cenzury prewencyjnej. Władza już teraz apeluje, żeby w przededniu ogłoszenia ratingu dla Polski powstrzymywać się od negatywnych komentarzy o sytuacji w kraju. Czy nie prościej te komentarze po prostu zablokować? Choćby i na 5 dni.

 

Co się znajdzie w nowym prawie?

Projekt ustawy antyterrorystycznej* daje Szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego możliwość zarządzenia zablokowania “danych informatycznych mających związek ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym”. Będzie on mógł zażądać tego samego od “administratora systemu teleinformatycznego”. Żeby podjąć takie działanie Szef ABW będzie potrzebował jedynie pisemnej zgody Prokuratora Generalnego.

Ustawa to narzędzie do „podtapiania” niewygodnych mediów, osób i wypowiedzi. Na tyle dokuczliwie i szybko, by uniemożliwić autentyczną swobodę wypowiedzi.

Co to jest zdarzenie o charakterze terrorystycznym? Być może takie, które niesie zagrożenie masowego rażenia, wyjątkowo okrutnej przemocy? Być może jest to czyn, który zagraża ładowi społecznemu i zasadom współżycia społecznego? A może akt społecznego sprzeciwu z użyciem internetu do mobilizacji obywateli? Jak bezpośredni powinien być związek między “zdarzeniem” i “danymi” – czy blokada może dotyczyć tylko treści publikowanych przez domniemanych terrorystów? Co z ich omówieniami i medialnymi reakcjami na zdarzenie?

Na tego rodzaju pytania będzie odpowiadać Szef ABW, podejmując decyzje o zablokowaniu konkretnych stron internetowych. Nie wiemy, jak wielkie będzie miał pole do interpretacji tych ogólnych zapisów. Sąd zweryfikuje czy miał rację dopiero 5 dni od zablokowania treści.

Czym i komu to grozi?

Łatwo można sobie jednak wyobrazić zablokowanie nie tylko pojedynczych komentarzy ale też całych portali społecznościowych, blogów czy e-wydań gazet. Operator telekomunikacyjny włączy po prostu odpowiedni filtr. Tego rodzaju filtry zakładane na wniosek ABW staną się infrastrukturą blokującą – potężnym narzędziem, które będzie można  wykorzystywać w innym celu. Wystarczyło będzie określenie go w kolejnej ustawie i blokowane będą w zasadzie dowolne treści na życzenie ustawodawcy. Także te, które nie mają nic wspólnego z terroryzmem, a są po prostu wyrazem czyichś poglądów.

Ustawa antyterrorystyczna w proponowanym kształcie to szalenie niebezpieczne narzędzie w rękach każdej władzy. Nie wyeliminuje terroryzmu, ponieważ terroryści nie namawiają się na „Naszej Klasie”. Nawet gdyby tak było, należy ich zidentyfikować i zatrzymać, a nie tracić czas na blokowanie ich komunikatów czy “filmików instruktażowych”. Wiedzą to wszystkie służby. Ustawa da im jednak narzędzie do „podtapiania” niewygodnych mediów, osób i wypowiedzi. Nie na zawsze i nie całkowicie – blokowane treści pozostają w internecie, tyle że niewidoczne. Ale na tyle dokuczliwie i szybko, by uniemożliwić autentyczną swobodę wypowiedzi.

Co jeszcze można (trzeba!) zrobić?

Władza nie chce publicznej krytyki tego projektu, przepychając go w szybkim tempie przez proces legislacyjny bez czasu na debatę i konsultacje publiczne.

Wzywamy dziennikarzy i dziennikarki, media obywatelskie i komercyjne, blogerów i blogerki, publicystów i publicystki do informowania swoich widzów i czytelników o tym, jakie zagrożenia dla wolności słowa niesie ze sobą ustawa nazywana “antyterrorystyczną”. Blokowanie treści nie zatrzyma ani jednego terrorysty, za to – nieodpowiedzialnie wykorzystywane – odetnie Waszej publiczności dostęp do wiedzy i informacji. Media narazi na straty i oskarżenia o działalność o charakterze terrorystycznym.

Kiedy nie można zrobić zbyt wiele, trzeba robić tyle, ile można. Zareagujmy publicznym sprzeciwem na tworzenie prawa, które może stać się bezpośrednim zagrożeniem dla wolności wypowiedzi. Nie pozwólmy, by ta zmiana przeszła bez echa.

 

Anna Mazgal (Centrum Cyfrowe)

Katarzyna Szymielewicz (Fundacja Panoptykon)

Krzysztof Izdebski (Fundacja ePaństwo)

 

—-
* właściwie: projekt ustawy o  działaniach antyterrorystycznych z 5 maja 2016 r.

Artykuł autorstwa Paula Kellera został opublikowany na blogu Stowarzyszenia Communia 3 maja 2016.

W ubiegłym tygodniu Politico opublikował projekt-przeciek komunikatu Komisji o platformach internetowych. Jak sugeruje tytuł, jest to kolejny krok Komisji na drodze do stworzenia europejskiego jednolitego rynku cyfrowego. Pomimo że dokument bezpośrednio nie dotyczy kwestii związanych z prawem autorskim, omawia on ważne skutki dla przyszłości tego prawa w UE (i poza nią).

Według Komisji komunikat uwzględnia wkład, który Komisja do tej pory otrzymała w odpowiedzi na ubiegłoroczne konsultacje na temat „Środowiska regulacyjnego dotyczącego platform, pośredników internetowych, danych i chmury obliczeniowej oraz ekonomii współpracy”. W listopadzie, kiedy zachęcaliśmy naszych czytelników do wzięcia udziału w tych konsultacjach, wskazaliśmy, że Komisja rozważała podjęcie środków, które obejmowały wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców (podatek od linków), ograniczenie prawa do linkowania i zmiany ograniczenia odpowiedzialności dla pośredników internetowych.

Stanowisko Centrum Cyfrowego w konsultacjach nt. pośredników internetowych.

Projekt potwierdza te oczekiwania – przynajmniej w części. Zawiera on takie wyrażenia, które wydają się zmierzać do podważenia istniejących ograniczeń odpowiedzialności dla pośredników internetowych. Ponadto w dokumencie pojawiają się wyraźne odniesienia do wprowadzenia prawa pokrewnego wydawców – ancillary copyright.

 

Atak na odpowiedzialność pośredników internetowych jest atakiem na otwarty internet

Jeżeli chodzi o prawa autorskie, najciekawszą częścią komunikatu jest sekcja zatytułowana „Zobowiązanie platform internetowych do działania w sposób odpowiedzialny”. W tej sekcji Komisja wydaje się pochwalać istniejący reżim odpowiedzialności pośredników internetowych.

Pomimo że obowiązujący reżim odpowiedzialności pośredników internetowych, jak wyszczególniono w dyrektywie o handlu elektronicznym, został stworzony w czasie, kiedy platformy internetowe nie działały na taką skalę, jak to ma miejsce obecnie, stworzył on środowisko regulacyjne, które w sposób znaczący umożliwiło im rozwój. Częściowo wynika to z harmonizacji wyłączenia wszystkich rodzajów platform internetowych z ponoszenia odpowiedzialności za nielegalne treści i działania, których nie kontrolują. Konsultacje publiczne pokazały silne poparcie istniejących zasad dyrektywy o handlu elektronicznym, ale również potrzebę doprecyzowania niektórych kwestii, w tym zakresu safe harbour dla odpowiedzialności pośredników, również w przypadku platform internetowych. Zważywszy na powyższe, Komisja zamierza zachować istniejący reżim w zakresie odpowiedzialności.

(więcej…)

Co naprawdę zmienia edukację? Nowe technologie w rękach uczniów i nauczycieli? Łatwy dostęp do wiedzy z całego świata (od Wikipedii po YouTube)? A może konkretne podręczniki i książki? Być może wszytko to po trochu ma wpływ na jej kształt, ale prawdziwa, dobra zmiana, odbywa się poprzez praktyki korzystania z tych zasobów: infrastruktury, sprzętu i dostępu do wiedzy. Być może dlatego na konferencji OER16, jednej z największych w Europie poświęconych otwartym zasobom edukacyjnym, prawie nie było wystąpień o nowych treściach i niewiele o nowych technologiach. Kluczowym tematem była kultura oraz praktyki korzystania z zasobów. Temu właśnie poświęcone były również dwa wystąpienia, które, jako Centrum Cyfrowe, prezentowaliśmy na tej konferencji. Pierwsze o politykach otwartości w szkołach, drugie o tym jak dobierać i prezentować zasoby instytucji kultury by były przydatne w edukacji.

OER16

Zasoby a praktyki

Patrząc z polskiej perspektywy, zdominowanej w ostatnich latach przez e-podręczniki Cyfrowej Szkoły i Nasz Elementarz, łatwo zapomnieć, że otwarte zasoby edukacyjne mają już bardzo ugruntowaną pozycję w wielu krajach na świecie. Dostępność materiałów edukacyjny na wolnych licencjach traktuje się już za oczywistą. Nieoczywiste, a zatem ciekawsze jest to, jak są wykorzystywane w szkole i poza nią. Nie oznacza to, że warto narzekać na Cyfrową Szkołę. Przysłuchując się pomysłom na prowadzenie cyfrowej edukacji rozwijanym w innych państwach łatwo zrozumieć, że konstrukcja tego projektu (dofinansowanie infrastruktury, sprzętu, doszkolenie i tworzenie sieci wsparcia z TIK dla nauczycieli i otwarte zasoby w postaci e-podręczników) była naprawdę świetna i pozostaje aktualna. Implementacja, dość pośpieszna, w efekcie przeprowadzona została nierówno i nie bez kontrowersji. Niestety, bez udanego komponentu składającego się ze szkoleń i bez wsparcia nauczycieli, e-podreczniki pozostają dość statycznymi zasobami, z których aktywnie (przerabiając je i tworząc na ich bazie nowe treści) korzysta niewielka grupa zaawansowanych nauczycieli. Same otwarte treści, nawet dobrej jakości i dostępne na przyjaznej i użytecznej platformie, nie są w stanie zmienić w szkole zbyt wiele. (więcej…)

polandDwa dni z pewnością nie wystarczą by opisać nawet wycinek tego jak otwarte zasoby zmieniają edukację w Europie. W takim czasie można jednak przedyskutować wiele o tym jak zmiany te są zależne od specyfiki poszczególnych państw. Taki cel miało spotkanie w formie booksprintu ekspertów zajmujących się otwartymi zasobami edukacyjnymi z całej Europy z zespołem Norweskiej agencji  ds. edukacji cyfrowej (NDLA, Nasjonal digital læringsarena).

NDLA odpowiada za jeden największych krajowych projektów bazujących na OZE w Europie. Choć podobnie do polskiej „Cyfrowej szkoły” ich pomysł na krajowe repozytorium materiałów pomocniczych dla nauczycieli pojawił się prawie spontanicznie, wykorzystując nagłą okazję zmiany finansowania dotychczasowego modelu, to jest to zupełnie odmienny projekt. W pierwszej części projektu finansowanego z programu „Równość w edukacji” spotkanie ekspertów i ekspertek z Europy Środkowej, Wschodniej oraz Skandynawii ujawniło jak wiele nieodkrytych praktyk i modeli działań mają przed sobą te kraje, posługujące się innymi językami i nie chwalące swoimi sukcesami tak jak zdarza się to krajom angielskojęzycznym. Utrudnia to wzajemne uczenie się od siebie i przepływ najlepszych praktyk. Norwegia jako jedna z pierwszych rozpoznała ten problem i od lat inwestuje m.in. w sieci i projekty edukacyjne z krajami nadbałtyckimi.

Po zeszłorocznym spotkaniu poświęconym funkcjonowaniu krajowych repozytoriów otwartych zasobów edukacyjnych w tym roku postanowiliśmy spotkać się by porównać różne praktyki pracy z autorami zasobów, w szczególności tymi instytucjonalnymi, oraz by zastanowić się jak duże ogólnokrajowe projekty OZE wpływają na system edukacji i rynek. W wyniku spotkania powstał uniwersalny poradnik dla szkół i instytucji rozważających rozpoczęcie pracy z OZE pt. 10 things you should consider when you #GoOpen oraz wzajemnie recenzowane studia przypadków polskiego projektu otwartych e-podręczników Cyfrowej Szkoły oraz norweskiego repozytorium NDLA. Dzięki współpracy zdalnej powstaną również takie studia dla belgijskiego repozytorium Klascement oraz kampanii #GoOpen ze Stanów Zjednoczonych.

Światowy Dzień Własności Intelektualnej, 26 kwietnia, chcemy w tym roku uczcić w wyjątkowy sposób. Tego dnia opublikujemy Dziennik Anny Frank, który w Polsce znajduje się już w domenie publicznej, jednak w Holandii i wielu innych krajach Unii Europejskiej nadal nie. A przecież od śmierci Anny Frank minęło właśnie 70 lat.

anna_frank-FP_cover_851x315

Dzień publikacji wybraliśmy nieprzypadkowo – chcemy pokazać, że prawo autorskie w Unii Europejskiej nie jest zharmonizowane, co ogranicza dostęp użytkowników do kultury. Różny czas  ochrony praw majątkowych w poszczególnych krajach powoduje, że trudno jest określić czy dany utwór definitywnie przeszedł do europejskiej domeny publicznej. Ten brak spójności przepisów prawa autorskiego wpływa również na dostęp do treści w  internecie poprzez konieczność  geoblokowania.  

Możesz zobaczyć opublikowany przez nas Dziennik Anny Frank na www.annefrank.centrumcyfrowe.pl. Znajdziesz tam też wiele ciekawych materiałów. Powiedz o tym całemu światu #ReadAnneDiary

 

Prawnoautorskie znaki zapytania

Ogólnie przyjętą regułą w Unii Europejskiej jest ochrona majątkowych praw twórców przez 70 lat od daty śmierci. Zgodnie z tą zasadą, zapiski Anny Frank (wersja A i B) przeszły do domeny publicznej 1 stycznia 2016. Tak też stało się w Polsce, ale nie w Holandii. 
(więcej…)

Dziennik Anny Frank to jedno z najważniejszych i najbardziej wstrząsających świadectw Zagłady, widzianej oczyma młodej okladka_anne frank (1)dziewczynki – Żydówki mieszkającej w Amsterdamie. Choć powinniśmy mówić raczej o Dziennikach, bo istnieją aż trzy wersje tych pamiętników.

Od 26 kwietnia możesz zobaczyć opublikowany przez nas Dziennik Anny Frank. Zajrzyj na www.annefrank.centrumcyfrowe.pl. Znajdziesz tam też wiele ciekawych materiałów. Powiedz o tym całemu światu #ReadAnneDiary .

Anne Frank spisywała swoje wspomnienia i obserwacje z życia w ukryciu od lipca 1942 do sierpnia 1944. Jej pierwotne zapiski, które zaczęła spisywać  w zeszycie będącym prezentem na 13 urodziny, to tzw. wersja A. Niestety nie wszystkie jej notesy z tego okresu przetrwały – brakuje sporej części zapisków z 1943.
Na wiosnę 1944 Anne usłyszała przez radio odezwę rządu holenderskiego by przechowywać notatki i pamiętniki z okresów wojny, tak aby można było je wydać po jej zakończeniu. Dziewczynka postanowiła więc przerobić zapisy z pamiętnika na powieść, żeby mieć gotowy materiał po odzyskaniu niepodległości przez  Holandię. Ta wersja nazywana jest  wersją B.

Niestety, 4 sierpnia 1944 hitlerowcy znaleźli kryjówkę rodziny Franków.  Wszyscy zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen. Anne zmarła tam na tyfus w lutym 1945, wojnę przeżył jedynie jej ojciec, Otto Frank, który po wojnie postanowił opublikować dziennik Anny. Wersja przez niego opracowana, wydana pod tytułem “Het Achterhuis” w 1947, to tzw. wersja C. Jest to najbardziej popularna wersja dzienników, przetłumaczona na ponad 60 języków. Oryginalne zapiski (wersja A i B) zostały wydane dopiero w 1986 przez Holenderski Instytut Studiów nad wojną, holocaustem i ludobójstwem (NIOD).

 

Jutro na naszym blogu – dlaczego Dziennik Anny Frank jest tak ważny w dyskusji o harmonizacji prawa autorskiego i zniesieniu geoblockingu.

FullSizeRender-1024x483

Strona z „De Dagboeken van Anne Frank” – wydania z 2001 zawierającego trzy wersje.


Grafika akcji została przygotowana przez Vivid Studio z wykorzystaniem zdjęcia nieznanego autora, które znajduje się w domenie publicznej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Anne_Frank#/media/File:AnneFrankSchoolPhoto.jpg.  Elementy graficzne akcji dostępne są na licencji CC0.

Idąc ulicą mijamy wiele obiektów chronionych prawem autorskim – budynków, pomników, rzeźb, graffiti. Niejednokrotnie udostępniamy też zdjęcia tych obiektów,  nie zastanawiając się nad prawnymi konsekwencjami. W Polsce wolno publikować zdjęcia dzieł sztuki, które da się sfotografować z miejsc publicznych (np. ulic, parków, skwerów), natomiast trzeba mieć zgodę właściciela obiektu do sfotografowania go z jego prywatnego terenu (np: we wnętrzu domu, lub stojąc na jego gruncie) – art. 33 prawa autorskiego.  Jednak już kilkaset kilometrów dalej Szwedzki Sąd Najwyższy niedawno orzekł, że Wikimedia, która stworzyła galerię zdjęć przedstawiających różnego rodzaju sztukę obecną w przestrzeni publicznej, narusza prawo autorskie i powinna uzyskać zgodę od artystów, których dzieła zostały uwiecznione na zdjęciach przestrzeni publicznej.


Do 15 czerwca można wziąć udział w konsultacjach publicznych ogłoszonych przez Komisję Europejską i odpowiedzieć na pytanie, czy wolność panoramy powinna  być jednym z dozwolonych użytków na terenie całej Unii.

Dlaczego wolność panoramy Cię dotyczy?

Wolność panoramy jako dozwolony użytek w prawie autorskim dopuszcza wykorzystanie obrazów obiektów umieszczonych w przestrzeni publicznej bez konieczności uzyskania zgody ich twórców lub właścicieli. Dzięki takiemu rozwiązaniu bez obaw można fotografować przestrzeń publiczną, zarówno dla celów prywatnych (jak np. pamiątka z podróży), jak i komercyjnych (np. w celu wyprodukowania pamiątek z danego miejsca). W ubiegłym roku społeczeństwo obywatelskie w Europie głośno zaprotestowało przeciwko próbom wprowadzenia ograniczeń wolności panoramy. Warto też przypomnieć, że Parlament Europejski opowiedział się przeciw jakimkolwiek ograniczeniom wolności panoramy.

Warsaw_Royal_Castle_2008_no_FoP_censored

Tak wyglądałby Plac Zamkowy w Warszawie, gdyby dozwolony użytek wolności panoramy nie był w Polsce dopuszczony, CC-BY SA, https://commons.wikimedia.org/wiki/Commons:Freedom_of_Panorama_2015/pl#/media/File:Warsaw_Royal_Castle_2008_no_FoP_censored.JPG

 

Dozwolony użytek – prawo unijne i szwedzkie

W Unii Europejskiej dyrektywa InfoSoc z 22 maja 2001 zezwala (ale nie wymaga) państwom członkowskim na wprowadzenie do prawa lokalnego  dozwolonego użytku w postaci wolności panoramy.  

Szwedzkie prawo autorskie stanowi (art. 24(1)), że wolno publikować zdjęcia dzieł sztuki, kóre:

  1. znajdują się w przestrzeni publicznej;
  2. mają na celu promocję wystawy bądź sprzedaży danych dzieł sztuki albo;
  3. tworzą kolekcję, która nie jest jednak udostępniona w formie elektronicznej.
Freedom_of_Panorama_in_Europe_NC.svg

Mapa pokazująca zakres dozwolonego użytku wolności panoramy w Europie: ciemnozielony – wolność panoramy dozwolona w szerokim zakresie, jasnozielony – można publikować jedynie fotografie budynków, żółty – fotografie można wykorzystywać tylko w celach niekomercyjnych, czerwony – brak dozwolonego użytku wolności panoramy, CC-BY SA, https://en.wikipedia.org/wiki/Freedom_of_panorama#/media/File:Freedom_of_Panorama_in_Europe_NC.svg

 

Decyzja sądu

Sąd Najwyższy w Szwecji, po rozpatrzeniu pozwu złożonego przez  Bildupphovsrätt (organizację zbiorowego zarządu), orzekł, że dozwolony użytek nie dopuszcza publikowania kolekcji zdjęć on-line i niekomercyjny charakter działalności Wikimedii nie ma znaczenia. Sąd interpretował dozwolony użytek w kontekście dyrektywy InfoSoc, która ma na celu “szczególną ochronę praw twórców w środowisku internetowym” oraz wyważenie interesu publicznego z interesem twórcy. Interesującym jest fakt, że Sąd zastosował test trójstopniowy z dyrektywy InfoSoc(1). Sąd podkreślił również, że o ile analogowe wykorzystanie zdjęć przestrzeni publicznej (nawet do celów komercyjnych) jest dozwolone, to wyjątek ten nie dotyczy internetu. W orzeczeniu możemy też przeczytać, że publikowanie zdjęć przez Wikimedię pozbawia artystów potencjalnego zarobku z tytułu komercyjnego wykorzystania ich utworów i w tym przypadku interes publiczny jest niewystarczający, by kolekcja Wikimedii mogła funkcjonować.

Trudno nam zrozumieć, dlaczego sąd zdecydował się na interpretację pozwalającą na wykorzystanie zdjęcia publicznej przestrzeni w komercyjnej reklamie na bilbordach, a sprzeciwił się jego niekomercyjnemu publikowaniu w internecie.  Wyrok ten jest przykładem niebezpiecznego i naszym zdaniem bezpodstawnego różnicowania na poziomie legislacyjnym dozwolonego użytku o charakterze analogowym i cyfrowym. W efekcie w Szwecji wzmocniono pozycję właścicieli praw autorskich w walce z wykorzystaniem owoców ich twórczości. W rzeczywistości bowiem odwzorowania budynków i innych dzieł istniejących w przestrzeni publicznej ma marginalne znaczenie dla interesów majątkowych  twórców, a niebagatelne dla swobody korzystania z twórczości przez obywateli.


O sprawie można przeczytać na stronach: IPKat, the Guardian, EDRi, Arstechnica,  ArchdailyWikimedii.

 

(1) Art. 5(5) dyrektywy InfoSoc stanowi, że “wyjątki i ograniczenia (…) powinny być stosowane tylko w niektórych szczególnych przypadkach, które nie naruszają normalnego wykorzystania dzieła lub innego przedmiotu objętego ochroną ani nie powodują nieuzasadnionej szkody dla uzasadnionych interesów podmiotów praw autorskich”.