Co tracimy, gdy nie myślimy o technologiach sami

 

Alek Tarkowski opublikował na blogu Kultura 2.0 komentarz do eseju Daltona Conley’a:
„Gazeta Wyborcza” opublikowała w ten weekend duży esej Daltona Conley’a (niedostępny w Sieci, ale wersja oryginalna opublikowana przez Bloomberga jest tutaj) nt. szkód. jakie dla samotności czynią technologie cyfrowe. Niezmiernie denerwujący – mam wrażenie, że „GW” regularnie publikuje tego rodzaju teksty o zmianie technologicznej – niby w rozsądny sposób krytyczne, a tak naprawdę niezbyt mądre.
Conley popełnia dwa błędy.
Po pierwsze, fetyszyzuje siłę zmiany technologicznej – pisze tak, jakby dziś każdy miał iPhone’a podpiętego pod Facebook i Twittera, i nie potrafił go wyłączyć (najbardziej ubolewa nad młodymi Amerykanami, którzy w tradycyjne rite de passage w postaci podróży do Europy ruszają ze smartfonem w kieszeni). Znam ludzi bez kont na Facebooku, z kontami których nie używają, wyłączających telefony na wakacjach, nie odbierających ich, itd. Moja kuzynka sunie rowerem przez Afrykę w stronę Cape Town – jeśli chce się mieć porządny rytuał przejścia, to zawsze coś się znajdzie.
Po drugie, Conley fetyszyzuje dotychczasowe style życia (choć sam słusznie zauważa, że historia naruszania naszego spokoju i prywatności przez technologie ma przynajmniej 200 lat). Pisze tak, jakby ludzkość podpięta poprzez Sieć ze sobą nawzajem była głęboko nieszczęśliwa. Nie widzę tymczasem powodu, by ludzie – mimo nowych wzorów zachowań – byli równie (nie)szczęśliwi jak dotychczas. Conley pisze, że
„samotność jest […] potrzebna do wykształcenia się kultury indywidualizmu, tak istotnej dla sprawnego funkcjonowania naszej polityki i gospodarki”
A może po prostu bez samotności będziemy mieć inną politykę i gospodarkę?
(No i nie mogę uwierzyć, że są jeszcze ludzie, którzy z uporem maniaka twierdzą, że kontakty online zastępują i niszczą kontakty „rzeczywiste”).
Błędy te oczywiście czemuś służą – bez nich nie powstałby efektowny esej, ubolewający nad rajem utraconym, i jeszcze wplatającym wątki refleksji nad kryzysem. Przykład Conley’a pokazuje, w jak trudnej roli są intelektualiści opisujący zmianę – łatwo popadają w ton ostrożnego narzekania, z którego w najlepszym wypadku nie wynika nic, a w najgorszym skutkiem jest zupełnie błędny, zdystansowany stosunek wobec technologii. Nad którymi nie należy biadolić, tylko starać się używać ich w odpowiedni sposób, i uczyć tego innych. Może wystarczy nakłonić studentów do wyłączania komórek w czasie wakacji (o zgrozo!)?
Trzeci błąd popełnia Gazeta Wyborcza – publikuje esej opisujący zmianę technologiczną nijak nie przystającą do naszych, Polskich doświadczeń. Nie mamy u nas tradycji wyjazdów wakacyjnych młodych ludzi na inny kontynent – czekam na esej, w którym ktoś będzie wychwalał smętne komunistyczne kolonie, krytykując fakt, że obecnie młodzież może w wakacje pojechać w Europę albo dalej. Mamy też zupełnie inny kontekst technologiczny – iPhone’a, odmienianego przez Conley’a przez wszystkie przypadki, używa w Polsce może procent mieszkańców, Twittera jeszcze mniej, itd. Może więc warto pomyśleć jak zmiana technologiczna wpisała się w ostatnie dwadzieścia lat postkomunistycznych przemian? Zamiast budować debatę publiczną na przerysowanych analizach obcych nam – w dużej mierze – doświadczeń.
Rysunek: Peter Foldes/ 50 watts