Mapy społeczne czy administracyjne

Mapy stały się w ostatnich latach jednym z najpopularniejszych sposobów wizualizacji danych. Częściowo jest to związane z ogromną popularnością serwisu mapowego firmy Google oraz niezwykłą prostotą narzędzi do programowania tych map, jakie właściciel serwisu programistom oferuje. Innym ważnym powodem jest dość naturalne zainteresowanie swoją okolicą oraz łatwość odniesienia się odbiorców do tego, co widzą na mapie – najpopularniejszym chyba sposobie obrazowania rzeczywistości. Wydaje się jednak, że mapy mogą być niezwykle zwodnicze i to przynajmniej z dwóch powodów: łatwej możliwości manipulowania poziomem agregacji danych oraz arbitralności podziału administracyjnego świata. Chcąc pokazać oba problemy, posługuję się mapami stworzonymi w serwisie Moja Polis, choć jest to zjawisko zupełnie powszechne, stąd warte opisania.

Na powyższym zestawieniu widać, że różnica w prezentacji tych samych danych na różnym poziomie agregacji (poziom gminny lub wojewódzki) daje zupełnie inny obraz zjawiska – w tym przypadku wielkości bezrobocia. Przede wszystkim znikają wyspy takie jak ta na północny-zachód od Kielc (na zachód od Radomia), okolice Nowego Sącza lub gminy na zachód od Elbląga. Wyższy poziom abstrakcji uśrednia bowiem skrajne różnice na obszarach pojedynczych województw. Okazuje się, że w Polsce bezrobocie w miastach wojewódzkich (i często wokół nich) jest zdecydownaie niższe niż w pozostałej części województwa. Taki stan rzeczy wyraźnie zakrzywia obraz przedstawiony na wykresach po prawej stronie. Jeśli jednak zastanowimy się chwilę, okaże się, że problem ten dotyczy nie tylko najwyższego poziomu agregacji, jakim w tym przypadku są województwa, lecz każdej agregacji w tym poziomu gminnego. Jak bowiem uśrednić wskaźnik przykladowej gminy Miastko obejmującej trzydzieści trzy wsie? Czy gdyby zobrazować te dane w sposób jeszcze bardziej granularny, to czy nie okazałoby się, że obraz gminny znów „rozmywa” realny stan bezrobocia? Współcześne technologie nie mają problemu z prezentacją najbardziej nawet rozdrobnionych danych, więc może lepiej byłoby pokazać te niespełna pięćdziesiąt pięć tysięcy miejscowości i wsi w Polsce i zobaczyć, jakiego rodzaju mapa rysuje się z takiego zestawienia. Czy mapa taka nałożyłaby się na podział administracyjny kraju?
To drugi problem, który mapy te świetnie pokazują. Podział administracyjny państwa niekoniecznie musi pokrywać się z mapą problemów społecznych. Wspomniana wyspa w okolicach Kielc i Radomia znajduje się w trzech różnych województwach, choć z perspektywy problemów z rosnącym bezrobociem jawi się raczej jako dość wyraźny region. Jaka bowiem jest relacja miedzy granicą powiatu (odpowiedzialnego za walkę z bezrobociem), a zamkniętą w sąsiednim powiecie położoną o kilometr od jego granicy fabryką zatrudniającą wcześniej kilkaset osób z całego regionu? Jakie znaczenie ma to, że mój sąsiad mieszka w innym województwie, skoro i tak jedynym pracodawcą w okolicy jest położona piętnaście kilometrów od mojego domu ubojnia? Wydaje się, że czym innym jest obrazowanie na mapie sprawności działania organów administracji publicznej na szczeblu powiatowym (choćby po to, żeby zobaczyć, czy poszczególne jednostki nie potrzebują wsparcia lub jako podstawa badań, dlaczego są powiaty skuteczne i nieskuteczne), a czym innym prezentacja zjawiska społecznego, które niejednokrotnie nie poddaje się arbitralnie nadanym podziałom administracyjnym.
Głównym sprzymierzeńcem tego typu wizualizacji staje się technologia, z której korzystają autorzy prezentacji oraz sposób zbierania danych przez instytucje publiczne. Podział administracyjny dostępny jest w większości narzędzi mapowych, co niezwykle ułatwia pracę programistom przygotowującym wykresy. Narzędzia te stają się tak wygodne, że niejednokrotnie granica między tym, co administracyjne, a tym, co społeczne gubi się zupełnie. Dobrym przykładem takiego zjawiska jest jeden ze wskaźników serwisu Moja Polis: „1 procent: suma środków przekazanych z odpisów 1% organizacjom na danym terenie”.

Pojawiają się dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego silić się na agregację danych do poziomu gminnego, a nie zostawić tych informacji zagregowanych na poziomie miejscowości, w której organizacja ma swoją siedzibę? Co wynika z tego, że uzyskamy sumę środków dla gminy (lub powiatu, a nawet województwa), skoro w wielu gminach organizacje skupione są w centralnej miejscowości, a okoliczne wsie nie mają pojęcia o ich istnieniu?
Po drugie, jakiego rodzaju informację prezentuje taki wykres? Potencjalnie w każdej gminie Polski mogą przecież zarejestrowane być organizacje działające na forum ogólnopolskim (jak choćby większość dużych organizacji ekologicznych) lub organizacje statutowo działające w innym niż ich siedziba miejscu. Pieniądze zatem wpływają do gminy Wilkowice (powiat Bielsko-Biała), lecz wydatkowane są w okolicach Doliny Rozpudy lub w Białowieży. Poza tym przykład Krakowa pokazuje świetnie, że fundacja prowadzona przez Annę Dymną zbiera zdecydowaną większość środków w regionie (znajdując się regularnie w czołówce beneficjentów „jednego procenta” w całej Polsce). Jakiego rodzaju zatem informację oferuje mi ciemnoczerwony obszar pokrywający na mapie powierzchnię Krakowa? Czy to znaczy, że dużo środków popłynęło do organizacji z tego miasta? Może w rzeczywistości jest tak, że krakowskie OPP w ogóle nie uczestniczą w środkach „jednego procenta” właśnie dlatego, że ciężko się im przebić przez „monopol” fundacji Anny Dymnej? Tego nie dowiemy się z tego wykresu.
Mapy są doskonałą metodą wizualizacji danych ze względu na swoją olbrzymią intuicyjność. Jak z każdym typem wykresu, należy jednak uważać co i w jaki sposób prezentuje się na obrazku. Łatwo bowiem popaść w pułapkę podziału administracyjnego i przekazywać informacje, których związek z rzeczywistością jest niewielki. Siatka gmin, powiatów i województw wydaje się wyśmienitym narzędziem prezentowania sprawności działania organów państwa na różnych jego szczeblach. Niekoniecznie jednak łatwo daje się zastosować do zjawisk społecznych, wobec których działania te są przez administrację podejmowane. Warto o tych różnicach i zagrożeniach pamiętać w chwili, gdy codziennie na świecie powstają dziesiątki wizualizacji opartych na mapach.