Nieużytki? O tym, co pomaga, a co przeszkadza re-use’owi.

W piątkowej Gazecie Wyborczej ukazał się tekst na temat Polony, który roztaczał przed czytelnikami – zupełnie z resztą słusznie – wizję nieprzebranego bogactwa, jakie znaleźć można w cyfrowym archiwum Biblioteki Narodowej. Cieszy nas to bardzo, ponieważ mamy równie dobre i pełne entuzjazmu nastawienie do wszystkiego, co pokazuje (i komentuje) Polona.

Jednocześnie, w artykule zabrało informacji na temat możliwości ponownego wykorzystywania (re-use) zasobów z tej pasjonującej kolekcji, bez którego nasz entuzjazm jest co najmniej niepełny. Bo to, że Polona pokazuje nam prawdziwe rarytasy – to jedno, a to, że z części z nich możemy z nich korzystać dla własnych potrzeb i w sposób, jaki nam własna kreatywność (lub pragmatyczność) dyktuje – to drugie. I właśnie to drugie sprawia, że to pierwsze jest jeszcze bardziej ekscytujące.

Dodatkowym powodem, dla którego warto o tym mówić głośno i szeroko jest to, że wciąż niewiele osób wie, że takie możliwości istotnie są w ich zasięgu. Jest to jeden z czynników odpowiedzialnych za wciąż niewielką skalę wykorzystania zdigitalizowanych zasobów dziedzictwa udostępnionych na wolnych licencjach lub znajdujących się w Domenie Publicznej.

polona

Oczywiście, jeśli chodzi o bariery dla re-use’u, nie sama niewiedza jest wszystkiemu winna – powodów jest więcej. Sporo miejsca na ich analizę  poświęciła kiedyś na swoim blogu Melissa Terras, dyrektorka UCL Centre for Digital Humanities. Wśród najważniejszych czynników stających na drodze swobodnemu przetwarzaniu cyfrowych zasobów kultury, wymieniła ona:

– brak przejrzystych oznaczeń statusu prawnego zasobów,

– niewystarczająco dobrą jakość udostępnianych zasobów (aby naprawdę móc zrobić z nich użytek, przydałoby się przynajmniej 300 dpi),

– mało przyjazne użytkownikom interfejsy,

– trudności z przeszukiwaniem masy zdigitalizowanych zasobów.

W swoich rekomendacjach dla instytucji, Melissa Terras podkreśla też, że receptą na ostatni z kłopotów może być kuratorowanie i porządkowanie zasobów w kolekcje tematyczne, a następnie „wyciąganie ich na wierzch”, tak, aby odbiorcy mogli z łatwością do nich trafić.

Wielu instytucjom przydałaby się lektura rekomendacji i apelu Melissy Terras, bo – choć zeszłoroczne – nie zdezaktualizowały się.

A Polona? Polona już to wie. Więc jeśli Wy wiecie już o Polonie, to niech nie zraża Was fakt, że nie było o tym mowy w Gazecie Wyborczej i używajcie sobie, do woli.