Nowe prawo autorskie w Unii Europejskiej – stracona szansa dla Europy i całkowity brak poszanowania dla praw użytkowników

W dniu dzisiejszym Parlament Europejski opowiedział się za przyjęciem projektu dyrektywy w sprawie prawa autorskiego na jednolitym rynku cyfrowym. Za głosowało 348 europosłów, przeciw było 247, a 36 europosłów wstrzymało się od głosu.

Proces legislacyjny trwał prawie 30 miesięcy i szczególnie w ostatnich miesiącach budził wiele kontrowersji społecznych. Niestety, Parlament Europejski zagłosował dziś za restrykcyjną wersją nowego prawa, która zupełnie pomija prawa użytkowników internetu.

Artykuł 13 i filtrowanie treści

Najbardziej kontrowersyjny artykuł 13 (17 w ostatecznej wersji tekstu dyrektywy) wymusi, by każda duża komercyjna platforma internetowa, na której użytkownicy mogą dodawać treści, filtrowała wszystkie treści, wyłapując wszystkie naruszenia prawa autorskiego. W efekcie zostanie ograniczona swoboda wypowiedzi użytkowników, a internet przestanie być miejscem gdzie równolegle z treściami licencjonowanymi funkcjonują treści tworzone przez użytkowników i w efekcie będzie przypominał po prostu telewizję. Poza tym artykuł 13, stworzony z myślą o Youtube, wpłynie na funkcjonowanie wielu mniejszych serwisów, w tym tych nie służących do dzielenia się treściami audiowizualnymi.   

 

Już dziś wiadomo, że systemy filtrowania treści są podatne na overblocking, czyli filtrowanie treści udostępnianych zgodnie z prawem, ale identyfikowanych jako potencjalnie łamiących prawa własności intelektualnej. W dyrektywie za naruszenie praw użytkowników (przez nadmierne filtrowanie) nie przewidziano żadnych sankcji. Platformy zawsze będą usuwać więcej treści niż to niezbędne, po to żeby uniknąć ewentualnej odpowiedzialności.

Stracona szansa

Reforma prawa autorskiego była szansą na stworzenie w Europie nowoczesnego systemu uwzględniającego zarówno potrzeby twórców, jak i użytkowników. Czekaliśmy na zaktualizowanie systemu dozwolonego użytku, tak by odpowiadał on szybkiemu tempu zmian w sferze mediów. Tymczasem europejski prawodawca skupił się na zapewnieniu wsparcia dla tradycyjnych graczy sektora kreatywnego. Niestety, w wyniku postrzegania prawa autorskiego jako wyłącznie relacji dwóch rodzajów podmiotów biznesowych: wielkich firm internetowych oraz europejskich wytwórni i wydawców z sektora kreatywnego, zaproponowano system, który całkowicie pomija potrzeby użytkowników i twórców. A grozi czymś jeszcze gorszym – pogwałceniem ich praw podstawowych.

Parlament Europejski zlekceważył dziś ważne głosy. Od samego początku reformy mocno pomysłowi filtrowania treści sprzeciwiał się David Kaye, specjalny sprawozdawca ONZ ds. wolności słowa, który twierdzi, że obowiązek uprzedniego filtrowania treści przez podmioty komercyjne stanowi dlań zagrożenie, nie boi się też używać słowa cenzura. Niejednokrotnie twierdził on, że „proaktywne monitorowanie lub filtrowanie treści jest niezgodne z prawem do prywatności i prawdopodobnie będzie skutkowało cenzurą prewencyjną”. Wobec pomysłu filtrowania treści wielokrotnie sprzeciwiały się też organizacje pozarządowe zajmujące się prawami użytkowników w internecie, a także znacząca część akademii i  5 milionów użytkowników, którzy podpisali się pod apelem przeciwko artykułowi 13. 

Oczywiście, sama dyrektywa nie zmienia nic z dnia na dzień – musi zostać implementowana do porządku krajowego. Dyrektywa to jedna z najważniejszych regulacji w ramach jednolitego rynku cyfrowego. Niestety, ma mało wspólnego z harmonizacją prawa, czy tworzeniem przejrzystego prawa dla twórców i użytkowników. Wielu ekspertów prawnych podkreśla, że implementacja doprowadzi do powstania 28 osobnych zasad funkcjonowania platform internetowych w Europie.