Otwartyści edukacyjni czy otwarci edukatorzy? Pocztówka z konferencji OCWC oraz OER14.

Pod koniec kwietnia uczestniczyłem w dwóch ważnych konferencjach dotyczących otwartości edukacji. Pierwsza to globalny kongres Open Courseware Consortium (OCWC) w Ljubljanie – konsorcjum zrzeszającego uczelnie, które zdecydowały się otwierać zasoby edukacyjne (przede wszystkim nagrania z wykładów i materiały kursowe). Kilka lat temu projekt Open Courseware, zainicjowany przez MIT, był zupełnie przełomowy, i wymienialiśmy go jako czołowy dowód otwartości. Byłem więc ciekawy, jak to środowisko wygląda i myśli o otwartości dzisiaj. Druga to brytyjska konferencja OER14 – doroczne wydarzenie, które tym razem odbyło się w Newcastle, skupiająca przede wszystkim praktyków, przede wszystkim ze środowisk akademickich.
OCWC Global 2014
Photo: ocwconsortium, CC BY
W cieniu MOOCów
„Głównym bohaterem” obu konferencji była idea masowych kursowych edukacyjnych prowadzonych online – MOOCów. To najmodniejszy obecnie temat w środowiskach edukatorów akademickich. Dla osób zainteresowanych otwartością MOOC są kontrowersyjne, bo bardzo źle wywiązują się z hasła „open”, które mieści się w nazwie (o czym świadczą próby, prezentowane w trakcie OCWC, promowania hasła „open MOOC”) . Także na tych konferencjach rozmawiano bardzo szeroko o wpływie MOOCów na edukację, niekoniecznie rozliczając je z otwartości zasobów. Tu widzę ważną rolę dla działaczy otwartościowych – wypracowanie modelu prawdziwie otwartego MOOC, tak jak to się udało zrobić w ruchu Open Access dla czasopism naukowych. Oczywiście, w idealnym świecie, czołowe uczelnie znające dobrze ideę Otwartego Dostępu tworzyłyby od początku MOOCi prawdziwie otwarte. Wyzwaniem jest oczywiście kwestia pieniędzy, uczelnie widzą w MOOCach szansę na nowy model finansowania działalności – wracamy więc do trudnego tematu modeli biznesowych opartych na otwartości.
Sprawa otwartości MOOCów jest ciekawa z naszej, polskiej perspektywie – nie doczekaliśmy się bowiem jeszcze polskiego MOOC z prawdziwego zdarzenia; polskie uczelnie jeszcze nie podchwyciły tego trendu. Daje to nam szansę wyciągnięcia wniosków z istniejących już kursów, oraz zagwarantowanie otwartych standardów dla MOOCów od samego początku.
Piąta woda po otwartości
Rozmycie idei otwartości wiąże się bezpośrednio z MOOCami. Ale także z unijną inicjatywą „Opening Up Education”, szczególnie wyraźnie obecną w Ljubljanie – do której przyjechała Komisarz Vassiliou. Powodem było ogłoszenie przez słoweński MEN inicjatywy „Opening Up Slovenia”, która ma w skali krajowej kopiować założenia inicjatywy unijnej. Nowy projekt przedstawiono bardzo ogólnie, zobaczymy więc, czy równie mocno będą w nim wypuklone sprawy związane z Otwartymi Zasobami Edukacyjnymi. Widać jednak też, że ta inicjatywa równocześnie wprowadza otwartość do mainstreamu polityk edukacyjnych, jak i ją rozmywa. Na obu konferencjach praktycznie nie było rozmów o wspólnych normach i standardach otwartości, które praktycy chcieliby pilnować – wygodniejsza wydaje się dość płynna definicja „open”. Na szczęście istniał szereg wyjątków – takich jak oddolna inicjatywa szeregu działaczy i instytucji szkockich, by stworzyć „Scottish Open Education Declaration”; lub krytyczna ocena, przez wielu aktywnych uczestników OER14, prezentacji przedstawicielki Pearson, starającej się dowieść, że wydawnictwo jest „otwarte”.
Otwartyści edukacyjni i edukatorzy otwarci
Oba wydarzenia były skierowane przede wszystkim dla praktyków. OER14 przebiegał pod hasłem „budowania społeczności opartych na praktykach” – ciekawej zresztą idei, że kluczowe znaczenie mają praktyki edukacyjne (które otwartość umożliwia, ale nie gwarantuje). Warto dobrze zrozumieć spojrzenie praktyków na otwartość – większość z nich, w przeciwieństwie dla działaczy otwartościowych, nie ma zdecydowanego przekonania do otwartości. Traktuje je raczej jako jedno z narzędzi w dość szerokim wachlarzu.
To spore wyzwanie z punktu widzenia wdrażania polityk otwartościowych w edukacji – taki był temat warsztatu, który poprowadziłem na OER14 (polecam moje slajdy z wprowadzającego wystąpienia, w którym prezentuję standardy różnych wdrażanych obecnie polityk OZE). Po pierwsze, większość edukatorów nie interesuje się takimi politykami – dużo bardziej interesują ich praktyki. Więc żęby ich przekonać, działacze muszą zacząć mówić „ich językiem” – przede wszystkim, dużo mocniej mówić o praktycznych korzyściach, a nie tylko ogólnych wartościach przyświecających otwartości. (Z tej perspektywy byłem zachwycony wystąpieniami członków OER Research Hub z brytyjskiego Open University, prowadzących badania nad ewaluacją skutków stosowania OZE). Po drugie, ciągle brak polityk wdrażanych na poziomie pojedynczych instytucji – te odegrały kluczową rolę w przypadku ruchu OA i są niezbędne także dla otwartej edukacji, szczególnie na poziomie akademickim.
Prosty patent na otwartą edukację?
Słuchając dyskusji edukatorów o otwartości, i porównując ją z toczącą się od lat debatą bibliotekarzy i środowisk naukowych, widać że brak w ruchu na rzecz OZE klarownego modelu, który można „sprzedać”. Tak jak ruch Open Access wypracował koncepcję Zielonej i Złotej Drogi, prowadzących do otwartości publikacji naukowych. Problem po części polega ze zdefiniowaniem jakie materiały otwieramy – „zasoby edukacyjne” to bardzo szeroka kategoria. W przypadku szkolnictwa wyższego problemem na przykład jest brak w wielu wypadkach podręczników (które narzucają się jak zasób do otwarcia). Jasny schemat, reguły i standardy otwierania MOOCów mogłyby być dla ruchu OZE tym, czym model otwierania czasopisma jest dla ruchu OA.
Gdzie się podziały licencje?
Przykłady polityk otwartościowych są wprowadzane w coraz to nowych państwach i regionach – w Ljubljanie inicjatywę otwartościową ogłosił rząd słoweński, na OER14 prezentowano prace toczone w Szkocji i Walii. Wiąże się to z dwoma zadaniami dla ruchu otwartej edukacji. Po pierwsze, należy dbać o standardy – polityki edukacyjne maja tendencję by rozmywać tę kwestię – trzeba wprost zabiegać o mocne standardy, związane ze stosowaniem wolnych licencji (na uczestnikach mojego warsztatu duże wrażenie zrobiła też dbałość, na poziomie spisanych reguł, o dostępność treści dla osób niepełnosprawnych). Po drugie, należy budować świadomość edukatorów – potrzebujemy więcej osób, dla których „otwarte” będzie czymś oczywistym, kluczowym narzędziem albo podstawową filozofią działania.
(Polecam również wpis o dwóch konferencjach w serwisie „OER policy”).