Kongres własności intelektualnej i interesu publicznego – relacja
Między 25. a 27. sierpnia w Waszyngtonie odbył się Global Congress on Intellectual Property and the Public Interest, zorganizowany przez Washington College of Law działający na American University we współpracy z Centro de Tecnologia e Sociedade z Rio de Janeiro (będącym m.in. brazylisjkim koordynatorem Creative Commons) oraz American Assembly, nowojorskim think-tankiem działającym przy Columbia University. Na kongres zaproszeni zostali też przedstawiciele Centrum Cyfrowego – do Waszyngtonu pojechał Igor Ostrowski, oraz ja.
Trudno w kilku akapitach podsumować trzydniową konferencję, której program był wypchany po brzegi przez dwa równoległe panele. Napiszę więc trochę o ogólnych założeniach imprezy i moich własnych odczuciach.
Punkt wyjścia dla kongresu stanowiło odczucie nierównowagi w dyskusjach dotyczących prawa autorskiego. Zbyt często zwraca się w nich uwagę na ochronę własności twórców, zbyt rzadko na dobro wspólne, interes publiczny i prawa człowieka. Co więcej, polityka związana z prawem autorskim kształtowana jest głównie pod wpływem lobbystów, jest też zdominowana przez perspektywę USA i Europy Zachodniej, a więc równocześnie głównych światowych „eksporterów” treści kulturowych, jak i najbardziej zamożnych krajów świata. To skrzywienie perspektywy na kongresie traktowano bardzo poważnie – obok Amerykanów najliczniej reprezentowane były Ameryka Południowa (w tym najliczniejsza chyba delegacja brazylijska), Indie i kraje afrykańskie. Dla mnie niezwykłym doświadczeniem była marginalna obecność Europy – wśród blisko dwustu uczestników obrad, Europejczyków było kilkunastu.
Powtarzanym jak mantra hasłem była „pozytywna agenda” – i chodziło w nim nie tylko o szukanie konstruktywnych rozwiązań, ale też o zmianę tonu dyskusji. Z restrykcyjnego, skoncentrowanego na zapobieganiu i karaniu, na bardziej wyważony. Co oczywiście nie będzie łatwe – także dlatego, że podczas spotkań panelowych uwidocznił się kłopot z tendencją do odwracania obecnej perspektywy, a nie jej zmieniania. Przykłady? Często poruszanym wątkiem był utrudnianie dostępu do wiedzy i kultury krajom rozwijającym się – najczęściej narzucanym im w umowach międzynarodowych, przeszczepiających na globalny grunt zachodnie trendy w prawie autorskim i patentowym. Trudno się nie zgodzić, że prawo własności intelektualnej, które ma chronić wynalazki, często chroni inwestycje – a to nie to samo. Ale skoncentrowanie się na obronie słabych przed silnymi prowadzi do paradoksu: co z ochroną np. afrykańskiego folkloru, który przy złagodzeniu polityki IP będzie intensywniej eksploatowany przez zachodnie korporacje? Zresztą niemal zawsze, gdy pojawiał się uniwersalistyczny ton, pojawiały się głosy sprzeciwu – podobnie jak przy uproszczeniach związanych z wiktymizacją biednych krajów.
Najczęściej pojawiającym się w dyskusjach studium przypadku była Brazylia, która pokazuje, że kraj borykający się z ogromnym rozwarstwieniem może szukać w rozwiązaniach prawnych nowych dróg, które nie będą – jak to kilkukrotnie określano – importowanymi, choć już niedziałającymi, modelami. Tam godzenie interesów różnych grup pracujących z własnością intelektualną ma umożliwić rodzaj „okrągłego stołu”, przy którym rozwiązania prawa autorskiego są konsultowane z przedstawicielami aż jedenastu ministerstw. Brazylijczycy podkreślali, że szukają zrównoważonych rozwiązań, bo jednocześnie budują innowacyjny przemysł, jak i zmagają się z biedą. Choć pojawiały się też głosy krytyczne – niektóre dyskusje były wręcz wewnętrznymi sporami Brazylijczyków. Podczas nich można było usłyszeć, że po odejściu z Ministerstwa Kultury Gilberto Gila radykalnie pro-otwartościowe nastawienie rządu osłabło i dziś mówienie o nim staje się częścią brazylijskiego marketingu, a nie realnych działań. Mnie jednak szczególnie interesowały informacje o wykonywanej w Brazylii pracy badawczej, zbierającej argumenty wobec łagodzenia prawa własności intelektualnej – jak się okazuje, to spora i szybko rosnąca baza opracowań, niestety dostępna głównie po portugalsku. Nie ukrywam, że myślimy o nawiązaniu jakiejś formy współpracy i przetłumaczeniu przynajmniej części tych dokumentów.
Ważnym tematem rozmów było ACTA – uczestnicy obrad punktowali ukryte znaczenie drobnych zapisów, jak choćby tego o ściganiu jako kryminalnych naruszeń IP „na skalę komercyjną”. A przecież w internecie wszystko dzieje się na skalę potencjalnie komercyjną!
Ja brałem udział w panelu poświęconym badaniom nad piractwem – prezentując polskie doświadczenia, ze szczególnym uwzględnieniem projektu nad którym obecnie pracujemy w Centrum Cyfrowym (razem z Justyną Hofmokl, Alkiem Tarkowskim, Pawłem Stężyckim i Przemkiem Zielińskim). Ciekawe było porównanie różnych lokalnych perspektyw. Amerykanów zaskakiwała względna swoboda dyskusji o piractwie w Polsce, z kolei badacze z Ameryki Południowej wskazywali, że choć ogólna logika nieformalnego obiegu treści medialnych jest u nas podobna, to w krajach takich jak Brazylia czy Peru wciąż niezwykle ważne są fizyczne nośniki, które w Polsce, wobec upowszechnienia szybkiego internetu, wyraźnie tracą na znaczeniu. Echa tego panelu zapewne będzie można znaleźć w raporcie z naszego badania, który opublikujemy pod koniec roku.
Zainteresowani szczegółami wszelkie materiały kongresowe, a także zapis paneli, znajdą tutaj.
Na stronie lada moment powinna też pojawić się pokongresowa deklaracja. Będzie ona podkreślać potrzebę ponownego wyartykułowania znaczenia interesu publicznego w debatach o prawie autorskim oraz uczynienia procesu ustalania prawnych standardów w umowach międzynarodowych elementem transparentnych procesów, dopuszczających do głosu wszystkie strony i powołujących się na wyniki z niezależnych badań.
Mirek Filiciak