Suwerenność cyfrowych użytkowników
"W kręgach eksperckich panuje zgoda, że nowym trendem technologicznym będzie… regulowanie technologii. Nie ma jednak jednego planu, a mnogość wątków utrudnia tylko poskładanie kompleksowej wizji" - Jan Zygmuntowski o wizji suwerenności cyfrowej.
Zdawałoby się, że zapomniane już hasło suwerenności zyskuje nowe życie. Ogłoszona właśnie Biała Księga AI oraz Europejska Strategia dla Danych zostały już nazwane w prasie „europejskim dniem niepodległości”. Suwerenność technologiczną jako jeden z najważniejszych celów swojej kadencji jako Przewodniczącej Komisji Europejskiej wpisała Ursula von der Leyen, a Emmanuel Macron i Angela Merkel niemal jednym głosem mówią o niebezpieczeństwie oddania krytycznej infrastruktury informacyjnej w ręce prywatnych firm ignorujących europejskie zasady gry.
Ale co naprawdę jest stawką cyfrowej suwerenności? Ostatni list otwarty ministrów gospodarki Niemiec, Francji, Włoch i Polski do Wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Margrethe Vestager – strażniczki europejskiego rynku – sugeruje, że chodzi o inkubację championów. Zamiast blokowania fuzji, nowa Komisja miałaby pomóc w utworzeniu wielkich spółek gotowych do inwestowania w innowacje. Podobnie Biała Księga i Strategia dla Danych poświęcają wiele uwagi rozwojowi biznesu i ułatwieniom dla przedsiębiorczości technologicznej.
Oczywiście to ważny cel w dobie tracącej globalnie znaczenie Europy, a powstanie dużego dostawcy usług chmurowych czy producenta hardware 5G to kolejne kroki integracji. Ten kierunek pomija jednak najważniejszy podmiot całego sporu – samego suwerena. Czyli nas, użytkowników.
Zagrożony suweren w internecie gigantów
A przecież dzisiejsze pojmowanie suwerenności nierozłącznie oznacza powszechne poparcie obywateli. Suwerenność feudalna ustąpiła w XIX wieku upodmiotowieniu szerokich mas ludowych. Przeformułowana na nowo suwerenność stawiała w centrum naród – wspólnotę złączoną terytorium, kulturą, więzami społeczno-ekonomicznymi, wreszcie wspólnym losem.
Przez te narodowe korzenie przywykliśmy do utożsamiania suwerenności z władzą krajowego rządu. „Suwerenność” jest wtedy, gdy decyzje polityczne nie są wysyłane z odległej centrali, ale wynikają z interesu obywateli zamieszkujących dany kraj. Nietrudno zauważyć, że sprawczość rządów niedomaga, gdy decyzją wiceprezydenta USA anuluje się wprowadzenie nad Wisła podatku cyfrowego.
Ale przecież nie chodzi tylko o podatki. Coraz częściej obawiamy się, jak zbierane są nasze dane osobowe, kto je profiluje i czy prawdziwa jest parafraza „wszystko co zapostujesz, może być użyte przeciwko tobie”. Chodzi o warunki gry wyznaczane przez cyfrowy kartel GAFA. Mierzą się z nimi sklepikarze dyskryminowani na Amazonie czy właściciele stron których semantyczne dane zasysa Google do swojego infoboxa. Chodzi o banowanie aktywistów w Turcji, artystów za kontrowersyjną sztukę czy zalew politycznych reklam zgodnie z wytycznymi „standardów społeczności” Facebooka – których nigdy żadna społeczność nie zatwierdziła.
Konsekwencje nie kończą się jednak na sferze wirtualnej, o czym boleśnie przekonują się mieszkańcy turystycznych miast jak Barcelona, Paryż, Londyn czy Gdańsk. Inwestycje w lokale pod krótkoterminowy wynajem na Airbnb i Booking.com gentryfikują osiedla i rujnują rynek mieszkaniowy.
Drapieżny model biznesowy cyfrowych gigantów podważył suwerenność na wszystkich możliwych płaszczyznach. Rządy, mali przedsiębiorcy, lokalne społeczności i każdy z nas z osobna utracił kawałek swobody.
Regulacyjny plan minimum
W kręgach eksperckich panuje zgoda, że nowym trendem technologicznym będzie… regulowanie technologii. Unijne propozycje, chociaż przyjmowane z nadzieją, wciąż zostawiają wiele do życzenia. Biała Księga AI została złagodzona w swoim kluczowym wymiarze nałożenia rygorystycznych standardów na algorytmy wysokiego ryzyka, a wyczerpujący opis wymagań wobec „godnej zaufania AI” wciąż nie precyzuje jak ma działać certyfikacja w kontekście nadużywanych przez korporacje praw własności intelektualnej. Z kolei Strategia dla Danych między założeniami dla przepływu danych wspomina o realnym wykorzystaniu prawa do przenoszalności gwarantowanego jeszcze przez RODO.
Poczucie, że ważna jest ochrona „europejskich wartości” i większa podmiotowość użytkowników nie zawsze przekłada się na tak potrzebne zdecydowane propzycje regulacyjne. Brakuje zatem jednego planu, a mnogość wątków utrudnia tylko poskładanie kompleksowej wizji. Sektor ICT przecina się z rynkiem mieszkaniowym, prawa człowieka z konkurencyjnością, a w tle wciąż wisi geopolityczna rozgrywka i legacy systemy techniczne.
Jednak właśnie samo spostrzeżenie, że brakuje nam wiedzy, już kieruje na pewne rozwiązania. Zamiast reagować po fakcie, instytucje publiczne muszą badać i planować z wyprzedzeniem jak innowacje mogą zmienić świat wokół nas – i jak robią to już teraz. Obok obywatelskich watchdogów i think-tanków na grantowych kroplówkach powinien pojawić się cyfrowy regulator. Podstawą jego kompetencji byłoby egzekwowanie regularnego raportowania ze strony tych platform i aplikacji, które mogą mieć znaczący wpływ na obywateli-użytkowników. Dzięki strumieniowi nowej wiedzy łatwiejsze będzie holistyczne zrozumienie sytuacji, a następnie chirurgiczna reakcja. Biała Księga AI zresztą wskazuje, że to krajowe agencje – chociaż skoordynowane na poziomie UE – mają mieć decydujący głos w zakresie testowania i akceptacji nowych algorytmów.
Nie oznacza to zastąpienia istniejących organów, jak np. w Polsce UOKiK, UODO czy URE nowym, ale stworzenie ośrodka koordynującego i nadzorującego te odcinki ich pracy, które dotyczą cyfrowej gospodarki i społeczeństwa. Do powołania takiego Digital Authority wzywa m.in. Izba Lordów Wielkiej Brytanii. „Komisja Nadzoru Cyfrowego” w pierwszej kolejności będzie musiała zadbać o przestrzeganie i spójność prawa już istniejącego, prawdopodobnie przez jego aktualizację w wymiarach m.in. konkurencyjności, przejrzystości informacyjnej, ochrony konsumentów i przestrzegania praw człowieka.
To rozwiązanie, chociaż punktowe, jest pierwszym krokiem – realnym dla państw i organizacji ponadnarodowych. Suwerenność w XXI wieku może jednak znowu przenieść się na ulice.
Nowy cyfrowy ład
Czy suwerenność cyfrową odzyskają sprawni regulatorzy krajowi, sięgający po masowe poparcie społeczne ludzi na ulicach Madrytu, Pragi, Kopenhagi i Warszawy, by nakładać podatki cyfrowe i tworzyć niezależnych regulatorów? Być może słusznie spoglądamy na Brukselę i czekamy, aż w imieniu całego bloku gospodarczego podejmie wiążące decyzje. A może suwerenność wywalczymy sami jako użytkownicy, strajkując przeciwko platformom, wylogowując się i usuwając je na znak protestu.
Sam bardzo przychylnie patrzę na pozapaństwowe, ale wspólnotowe i publiczne w swoim charakterze instytucje. Wikipedia, chociaż ma własne hierarchie i czasem wydaje się zamkniętym silosem, stanowi przykład skutecznej samoorganizacji w sieci. Może manifestacją oddolnej siły użytkowników powinien być cyfrowy kolektyw, zdolny do mobilizacji światowych mas użytkowników przeciwko społecznie szkodliwym platformom?
Francuski myśliciel Jean-Jacques Rousseau uważał, że umowa społeczna konstytuująca (nieprzypadkowe słowo) podstawowe prawa i obowiązki, nadająca prawa i władzę jest manifestacją powszechnej suwerenności. Kim jest suweren w wieku informacji, dowiemy się już wkrótce, gdy konflikt klasowy nabierze ostrości. Masy obywateli-użytkowników żądające nowego, cyfrowego ładu wyznaczą naszą nową wspólnotę losów.
Przed każdym ładem jest jeszcze chaos. Nadchodząca cyfrowa Wiosna Ludów uświadomi nam, że podstawą suwerenności jest podmiotowość. Zdolność do sprzeciwu, do wyboru, świadomość, że nie musimy biernie akceptować zastanych warunków gry. Suwerenność cyfrowych użytkowników oznacza przemianę biernego konsumenta w aktywnego członka cyfrowej społeczności.
Jan J. Zygmuntowski @ZygmuntowskiJ
– ekspert projektu SpołTech. Realizuje projekt „Banki danych (data trust) jako alternatywne modele zarządzania danymi”. Ekonomista zajmujący się innowacją, cyfrową gospodarką i zrównoważonym rozwojem. Prezes zarządu think-tanku Instrat. Doradza i wspiera w rozwoju kilku projektów technologicznych z pozytywnym wpływem społecznym. Stypendysta G20 Global Solutions i student Szkoły Doktorskiej Akademii Leona Koźmińskiego.
————————
Tekst ukazał się w Biuletynie SpołTech. Dwa razy w miesiącu dzielimy się z Wami najważniejszymi informacji i przemyśleniami związanymi ze społecznym wymiarem technologii.
Jeśli chcesz wiedzieć, jak technologia oddziałuje na ludzi – zapisz się na newsletter.