Po miesiącach dyskusji za zamkniętymi drzwiami  prezydencja bułgarska uzyskała mandat do podjęcia negocjacji z Parlamentem Europejskim w sprawie ostatecznego kształtu dyrektywy prawnoautorskiej. Niestety,  komitet Zastępców Stałych Przedstawicieli (COREPER) Rady UE zgodził się na taki kształt dyrektywy, który ogranicza prawa użytkowniczek i użytkowników internetu, faworyzując interesy dużych korporacji i posiadaczy praw autorskich.

Wbrew wcześniejszym zapewnieniom, Rząd RP nie sprzeciwił się wprowadzeniu zarówno filtrów cenzurujących internet, jak i nowego prawa dla wydawców. Przeciw zagłosowały jedynie Niemcy, Finlandia, Holandia, Słowenia, Węgry i Belgia. 

Alex E. Proimos, CC BY, https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Paris_Tuileries_Garden_Facepalm_statue.jpg

Rząd RP w 2017 roku bardzo krytyczne stanowisko zarówno wobec propozycji brzmienia art. 11 (prawo wydawców) i 13 (filtry treści) jak i ogólnego podejścia Komisji do Dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Jeszcze miesiąc temu, Ministerstwo Kultury w oficjalnym stanowisku na swojej stronie deklarowało, że:
Polski rząd przyjął bardzo krytyczne stanowisko wobec propozycji brzmienia art. 11 i 13 ogólnego podejścia rady wobec dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Wbrew informacjom podawanym przez niektóre media polskie stanowisko w tej kwestii od początku jest niezmienne”.

Dlaczego Polska zmieniła zdanie? Wszystko wskazuje na to, że wygrał polityczny konformizm i chęć działania po linii Komisji Europejskiej. Przegrały natomiast użytkownicy internetu, których prawa zostaną radykalnie ograniczone, jeśli zaproponowany przez państwa członkowskie UE kompromis wejdzie w życie.

W chwili obecnej tylko Parlament Europejski może sprawić, że internet będzie nadal funkcjonował w otwarty sposób jaki znamy. Najbliższe 4 tygodnie – do głosowania 21 czerwca w Komisji JURI – będą kluczowe. Bardzo ważny jest  kontakt z europosłankami i europosłami i wytłumaczenie im, że muszą bronić praw użytkowników..

(więcej…)

Niezależnie od tego, czy jesteś nauczycielem, twórcą, naukowcem czy właśnie założyłeś swój własny start-up, wkrótce to w jaki sposób pozyskujesz i dzielisz się informacjami z innymi może zupełnie się zmienić. Wszystko za sprawą nowej dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, nad którą prace właśnie dobiegają końca. Gdy dyrektywa zostanie uchwalona w Brukseli, zadaniem każdego z krajów członkowskich będzie wdrożenie nowych przepisów do swojego porządku prawnego. Niestety, wygląda na to, że rozwiązania nad którymi debatują teraz europosłowie są tak ograniczające dla otwartości i prawa do informacji, że nie da się ich naprawić na poziomie krajowym.

Reforma praw autorskiego już dawno przestała dotyczyć jedynie relacji między wydawcami i producentami a twórcami, autorami książek, muzyki czy filmów. To rozmowa dużo szersza, zaczynająca mocno wkraczać w sferę praw człowieka, naszego prawa do informacji i wolności wypowiedzi. Czytając tekst dyrektywy trudno nie zadać sobie szeregu bardzo ważnych pytań – głównym z nich jest jak nowy akt prawny wpłynie na nasze codzienne funkcjonowanie?

Czy Github i otwarte repozytoria naukowe będą musiały zniknąć?

Dwa najbardziej kontrowersyjne przepisy nowej dyrektywy będą skutkowały ograniczeniem prawa do informacji. Pierwszy dotyczy automatycznego filtrowania treści przez pośredników internetowych w celu zapobiegania naruszeniom prawa autorskiego, który ma być obowiązkiem nie tylko dużych firm jak Facebook czy YouTube, ale także repozytoriów takich jak Github, czy repozytoria otwartej nauki. Oznacza to obowiązek filtrowania każdego materiału, który zostanie zamieszczony w takim repozytorium, pod kątem naruszeń praw autorskich. Niestety, automatyczne filtry są bardzo kosztowne i nieskuteczne, co może doprowadzić do sporych problemów w funkcjonowaniu platform, które nie są bezpośrednio nastawione na zysk. Ponadto przepis ten w praktyce oznacza nieustanną inwigilację zasobów umieszczonych przez użytkowników na tych platformach.

Uważasz, że filtrowanie internetu nie jest rozwiązaniem na problemy z naruszeniem prawa autorskiego, a tylko zagraża naszej wolności wypowiedzi? Wesprzyj nasze działania!

Drugim pomysłem Komisji Europejskiej, który może stanowić zagrożenie dla dalszego funkcjonowania internetu jaki znamy, jest wprowadzenie tzw. podatku od linków (ang. link tax, ancillary copyright) czyli opłaty za publikację odnośników (snippetów) do materiałów chronionych prawem autorskim. Taki pomysł szczególnie nie spodobał się polskim wydawcom internetowym i blogerom, którzy w swoim apelu do rządu wskazują, że jest to zagrożenie dla wolnego i otwartego internetu.

Czy szkoły będą płacić za treści edukacyjne, z których teraz mogą korzystać bez opłat?

Jeśli reforma prawa autorskiego zostanie przyjęta w formie proponowanej przez Komisję Europejską otworzy to furtkę do wprowadzenia opłat za korzystanie z materiałów edukacyjnych w szkołach. Oznacza to, że nauczyciele będą mogli korzystać z większości zasobów dopiero kiedy szkoła wykupi do nich licencję. W rezultacie obowiązujący obecnie wyjątek edukacyjny pozwalający instytucjom edukacyjnym i naukowym na bezpłatne korzystanie z treści w celach edukacyjnych przestanie obowiązywać.

Jak wynika z najnowszego raportu “Educational Licences in Europe” Stowarzyszenia Communia licencje edukacyjne, które już funkcjonują w Wielkiej Brytanii, Francji i Finlandii nie są korzystne dla instytucji edukacyjnych. Z analizy licencji dostępnych w tych krajach wynika na przykład, że licencjodawcy mogą kontrolować materiały oraz wejść do pomieszczeń szkolnych w dowolnym momencie, pod warunkiem, że poinformują o tym szkoły. Tylko jedna umowa uniemożliwia ujawnianie poufnych informacji uzyskanych podczas tych kontroli, takich jak np. dane związane z wynikami uczniów. Żadna z tych umów nie zabrania komercyjnego wykorzystywania takich danych.

Czy data journalism będzie legalny?

Data journalism to dziennikarstwo oparte o analizę dużej ilości danych, której wnioski najczęściej przedstawiane są w formie infografik, wykresów, tabel. Dzięki tej nowej formie dziennikarstwa światło dzienne ujrzały takie afery jak Panama Papers, czy Luxembourg Leaks. Niestety, zgodnie z proponowanymi w dyrektywie zasadami komputerowa analiza tekstu i danych przez kogokolwiek innego niż instytucje naukowe prowadzące działalność badawczą (w tym dziennikarzy, czy organizacje pozarządowe) lub w jakimkolwiek innym celu niż badania naukowe będzie niezgodna z prawem, chyba że uda się pozyskać na to licencję, czyli zgodę podmiotów, które posiadają dane.

Przyszłość Not Made in EU  

Każdego dnia setki razy korzystamy z treści udostępnianych w internecie, ucząc się, pracując czy spędzając wolny czas. Dlatego to, jakie są zasady prawa autorskiego dotyczy każdego z nas. Europejska reforma prawa autorskiego była szansą na unowocześnienie prawa autorskiego i dostosowania przepisów do postępu technologicznego. Niestety, wszystko wskazuje na to, że tak się nie stanie. Najbardziej niepokojące jest jednak to, reforma prawa autorskiego może spowolnić rozwój nowoczesnych rozwiązań na polu edukacji, twórczości, biznesu, mediów i ochrony zdrowia w Unii Europejskiej, o czym szerzej informujemy w naszej kampanii Future Not Made in EU.

 

W ubiegłym tygodniu jako Centrum Cyfrowe byliśmy zaangażowani w organizację wydarzeń w ramach  European Copyright Action Week w Brukseli. Tekst powstał w wyniku inspiracji historiami dziennikarzy, twórców, nauczycieli, naukowców i programistów, którzy wzięli udział w spotkaniach  “Humans of copyright” oraz „The future of technology in education”. 

W Centrum Cyfrowym jesteśmy orędownikami otwartego internetu. Ważną częścią naszej działalności jest udział w procesie kształtowania tych polityk publicznych, które regulują różne warstwy internetu. W 2017 roku najważniejsza były dla nas działania dotyczące europejskiej reformy praw autorskich. Dużo pracy włożyliśmy nie tylko w działania rzecznicze, ale też w badania, kampanie i działania sieciujące działaczy.

Reforma europejskiego prawa autorskiego

Decyzja o tym, jak będzie wyglądało prawo autorskie, a co za tym idzie do czego i na jakich zasadach będziemy mieli dostęp, zapadnie nie nad Wisłą, ale w Brukseli. Od września 2016 uczestniczymy w pracach legislacyjnych nad nową dyrektywą. Nasze działania prowadzimy poprzez stowarzyszenie Communia, zrzeszające organizacje współpracujące w Europie nad reformą.

Jednym z głównych obszarów naszych działań jest wpływ prawa autorskiego na sektor edukacji. Instytucje edukacyjne dotychczas nie poświęcały prawu autorskiemu zbyt wiele uwagi – zmieniamy to poprzez projekt Copyright for Education, który realizujemy razem z holenderskim Kennislandem i Creative Commons Portugal. Razem budujemy sieć organizacji opowiadających się za prawem autorskim przyjaznym edukacji. W zeszłym roku przeprowadzilismy kampanię “Right copyright for education”, a nasze działania popiera obecnie ponad 50 organizacji. W ramach projektu byliśmy też odpowiedzialni za badanie postaw edukatorów wobec prawa autorskiego – przedstawione w raporcie “Twórca, buntownik, strażnik, nieświadomy użytkownik. Nauczyciele i nowoczesne praktyki edukacyjne”.

Zajmowaliśmy się też wyjątkiem rzecz eksploracji tekstów i danych – w ramach projektu FutureTDM badaliśmy wpływ text and data mining na gospodarkę.  Walczyliśmy też z kontrowersyjną propozycją nowych praw pokrewnych dla wydawców prasy i jeszcze bardziej kontrowersyjnym pomysłem na obowiązkowe filtrowanie treści przez pośredników.

domena publiczna, fot. Goodfreephotos.com

W staraniach o dobrą reformę prawa autorskiego nie jesteśmy sami. Wraz z innymi polskimi organizacjami wystosowaliśmy list do prof. Piotra Glińskiego, dotyczący filtrowania treści. Apelujemy w nim, by Rząd Polski zajął zdecydowane stanowisko przeciw niektórym zaproponowanym przez Komisję rozwiązaniom. W tej sprawie pisaliśmy też do polskich europarlamentarzystów.

Rok 2018 zapowiada się dla Communii równie intensywnie – przed nami kluczowe głosowania nad nowym europejskim prawem autorskim. (więcej…)

Unia Europejska proponuje, aby obowiązkowe stało się filtrowanie wszystkich treści zamieszczanych przez użytkowników, na skalę dotychczas niespotykaną. Brzmi to lekko dramatycznie, ale nie przesadzamy. Jeżeli propozycja Komisji Europejskiej dotycząca reformy prawa autorskiego zostanie zaakceptowana, to platformy takie jak Soundcloud, eBay, Facebook czy Flickr zostaną zmuszone do sprawdzania wszystkiego, co użytkownicy zamieszczają na tych portalach. Algorytmy będą decydowały o tym, co zostanie udostępnione światu online, a co nie.  

Dołącz do naszego wydarzenia, żeby być na bieżąco i działać, by zablokować cenzurę w internecie.

Dlaczego mało kto mówi o tym zagrożeniu?

Propozycja filtrowania internetu została ukryta w art. 13 projektu nowej dyrektywy o prawie autorskim, czyli akcie prawnym, który intuicyjnie nie powinien mieć nic wspólnego z cenzurą. Nie trzeba jednak dużej wyobraźni, aby uzmysłowić sobie, do czego taki filtr może zostać wykorzystany w przyszłości. Możemy założyć się o wiele, że urzędnicy już teraz z radością oczekują na możliwość zaaplikowania tego mechanizmu w ich kolejnych bataliach, takich jak o dezinformację czy niepożądane opinie polityczne. A wszyscy mówią tylko o tym, że monitorowanie treści przed ich publikacją ma służyć przeciwdziałaniu naruszeniom prawa autorskiego.

(więcej…)

Bierzemy udział w organizowanym przez Electronic Frontier Foundation Tygodniu Prawa Autorskiego 2018  #CopyrightWeek – dzisiejszy temat to prawo autorskie jako narzędzie cenzury.

 

Internet jaki znamy jest zagrożony. Dlaczego? Istnieje realne zagrożenie, że już wkrótce każdy materiał udostępniany w popularnych serwisach społecznościowych będzie najpierw filtrowany pod kątem ewentualnych naruszeń praw autorskich. Takie rozwiązanie Komisja Europejska wprowadziła w propozycji dyrektywy dotyczącej reformy praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, która z dużym prawdopodobieństwem zostanie w tym roku przyjęta przez Parlament Europejski. Obowiązek automatycznego filtrowania treści poprzez dedykowane oprogramowanie (art. 13 Dyrektywy) byłby nałożony na  pośredników internetowych, czyli serwisy takie jak YouTube, Facebook czy Flickr. Oznacza to nic innego jak ciągły monitoring i nadzór nad informacjami oraz cenzurę treści w sieci. Zdaniem Komisji Europejskiej ma to przede wszystkim wzmocnić pozycję twórców w zakresie negocjowania warunków i sposobów płatności za korzystanie z ich treści online na platformach udostępniania plików wideo. Dodatkowo, wprowadzenie szczegółowych rozwiązań w tej kwestii Komisja zostawia samoregulacji podmiotom pośredniczącym w udostępnianiu treści, co z pewnością nie pomoże w harmonizacji prawa na poziomie europejskim. O najważniejszych problemach związanych z artykułem 13 możecie przeczytać więcej w stanowisku stowarzyszenia Communia.

Filtrowanie treści – to nie takie proste

Problem polega na tym, że zautomatyzowane systemy filtrowania treści nie są zdolne do weryfikacji, czy treści rzeczywiście naruszają prawa autorskie. Pozostawia to ogromne pole do tego, żeby automatycznie zostały usuwane nie tylko materiały z domeny publicznej, ale także oryginalne treści udostępniane przez użytkowników.

W styczniu tego roku po raz kolejny pokazała to sprawa dotycząca roszczeń prawnoautorskich do filmu zamieszczonego przez jednego z użytkowników serwisu YouTube, który otrzymał pięć skarg na naruszenie praw autorskich do nagrania tzw. białego szumu. Dla mniej wtajemniczonych, biały szum to nic innego jak dźwięki wydawane przez sprzęty domowe takie jak suszarki, czy lodówki. Sprawa pokazuje, że nawet największe serwisy, które już posiadają własne systemy weryfikacji treści (jak np. ContentID stosowany przez YouTube) nie radzą sobie z rozpoznawaniem domeny publicznej, ani innych oryginalnych treści umieszczanych przez użytkowników (do których nikt inny nie powinien mieć roszczeń). Wcześniej, z YouTuba zniknęło nagranie “Cichej Nocy” (osobiście zaśpiewane przez jednego z użytkowników bez żadnego podkładu muzycznego), gdyż wytwórnia BMG, Warner/Chappell oraz Universal Music Publishing Group rościła sobie (oczywiście bezprawnie) prawa do tej kolędy. Takich przypadków jest oczywiście dużo więcej.

Filtrowanie treści narusza prawa podstawowe

Jeśli artykuł 13 dyrektyw zostanie przyjęty w proponowanym przez Komisję Europejską  kształcie opisane wyżej problemy będą dotyczyły nie tylko gigantów takich jak YouTube czy Facebook, ale też wszystkich innych, mniejszych pośredników internetowych. Może to nawet spowodować wykluczenie z rynku tych, dla których opracowanie technologii monitorujących treści będzie zbyt kosztowne. Dodatkowo, obowiązek informowanie na temat działania mechanizmu filtrowania nie dotyczy użytkowników, którzy zostaną bez żadnej możliwości obrony przed usunięciem ich treści bezpodstawnie. Należy podkreślić, że nie każde użycie cudzej twórczości jest traktowane jako naruszenia praw autorskich. Mamy przecież dozwolony użytek, który zezwala na korzystanie z utworów objętych ochroną prawa autorskiego poprzez ich cytowanie, wykorzystywanie w ramach parodii, czy do użytku prywatnego. Niestety, prawdopodobnie filtr nie rozpozna tego rodzaju zastosowań, w wyniku czego legalne wykorzystanie chronionego materiału będzie ograniczone.

Filtrowanie treści – coraz więcej wątpliwości  

W ubiegłym roku wątpliwości dotyczące propozycji obowiązkowego filtrowania treści zgłaszały zarówno organizacje pozarządowe, środowisko akademickie i same kraje członkowskie. W otwartym liście do eurodeputowanych w sprawie usunięcia art. 13 z projektu dyrektywy o prawie autorskim organizacje zajmujące się prawami człowieka i prawami cyfrowymi wskazują przede wszystkim na zagrożenie dla praw podstawowych oraz niezgodność artykułu 13 z obowiązującymi przepisami i orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości. Dyrektywa o handlu elektronicznym (2000/31/WE) określa bowiem, że serwis internetowy nie ma generalnego obowiązku filtrowania treści. Dopiero powiadomienie o naruszeniu obliguje go do usunięcia takiego materiału. Jak wskazują sygnatariusze listu (Centrum Cyfrowe jest jednym z nich) wymóg korzystania z oprogramowania filtrującego został dwukrotnie odrzucony przez Trybunał Sprawiedliwości w sprawach Scarlet Extended (C 70/10) i Netlog / Sabam (C 360/10) a Trybunał wskazał, że filtrowanie treści zagraża wolności słowa. Dlatego z różnych stron płyną głosy, że jedynym słusznym rozwiązaniem byłoby usunięcie art. 13 z propozycji dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym.

Filtrowanie treści i podatek od linków = wybuchowa mieszanka

Obok pomysłu filtrowania treści Komisja Europejska proponuje także wprowadzenie tzw. podatku od linków (ang. link tax, ancillary copyright), czyli opłatę za publikację odnośników do materiałów chronionych prawem autorskim. Takie rozwiązanie pozwoliłoby wydawcom pobierać opłaty za wykorzystywanie fragmentów tekstów i linków w takich serwisach jak Google News czy Reddit. Nie wiadomo dlaczego Komisja zdecydowała się na taką propozycję, skoro pomysł opodatkowania linków nie sprawdził się już dwukrotnie, zarówno w Hiszpanii, jak i Niemczech. Natomiast w przyjętym w 2015 roku przez Parlament Europejski raporcie Julii Redy wprost opowiedziano się przeciwko wprowadzeniu dodatkowego prawa dla wydawców w tym zakresie. Warto także podkreślić, że polscy wydawcy internetowi i blogerzy pod koniec 2017 roku apelowali do rządu, aby odrzucił proponowane przez Komisję zmiany. W swoim apelu proszą o wsparcie w działaniach zmierzających do zachowania wolnego i otwartego charakteru internetu, który służy wszystkim obywatelom, bez względu na ich status materialny i przekonania. Wprowadzenie obowiązkowego filtrowania treści razem z podatkiem od linków stanowiłoby poważne zagrożenie dla wolności słowa w internecie.

Sprawa, jak przekonują twórcy kampanii  Create Refresh, dotyczy każdego z nas. W każdym tekście opublikowanym na tej stronie wykorzystujemy różne materiały, filmy, zdjęcia i linki. Niestety, trudno to sobie wyobrazić, ale taka możliwość może już wkrótce zostać nam wszystkim ograniczona. Tym, którzy chcą być na bieżąco w dyskusji związanej z filtrowaniem treści oraz podatkiem od linków polecamy śledzenie bloga stowarzyszenia Communia, serwisu copybuzz.com oraz edri.org.

Trwające obecnie prace nad Dyrektywą o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, a w szczególności na kwestię rozwiązań dotyczących sposobów korzystania z treści przez serwisy internetowe (art. 13 proponowanej Dyrektywy) stanowi zagrożenie dla otwartego internetu. Propozycja Komisji Europejskiej w praktyce doprowadzi do obowiązku monitorowania przez platformy internetowe wszystkich treści zamieszczanych przez użytkowników i filtrowania tych treści pod kątem naruszeń prawa autorskiego. Naszym zdaniem rozwiązanie to grozi wprowadzeniem cenzury treści online, co wpłynie negatywnie zarówno na twórców, jak i uczestników kultury.

W tej sprawie wystosowaliśmy z innymi organizacjami list do prof. Piotra Glińskiego, apelując by Rząd Polski zajął zdecydowane stanowisko przeciw zaproponowanym przez Komisję rozwiązaniom.

Stanowisko wsparły następujące organizacje:

(więcej…)

Edukacja filmowa, czy też szerzej medialna, na dobre zagościła w Polskich szkołach. Siłą rzeczy, czy chcemy, czy nie, młodzi ludzie oglądają filmy, korzystają z internetu, lubią gry komputerowe. Jest to stały element życia każdego współczesnego ucznia. Aby szkoła nie stała się skansenem i w jak największym stopniu przypominała prawdziwy świat, z którym przyjdzie się młodzieży zmierzyć, nie pozostaje nic innego, jak zaprzyjaźnić się z nowymi mediami w edukacji.

W ostatnim miesiącu Warszawski Program Edukacji Kulturalnej zorganizował we współpracy z warszawskimi instytucjami i organizacjami kultury dwie konferencje, które dotyczyły tych obszarów. Medialna EduAkcja i Filmowa EduAkcja  były przestrzenią do rozmów na tematy ważne, czasem trudne, czasem zupełnie nowe.

Z perspektywy Centrum Cyfrowego przebijającym się wątkiem obu konferencji był brak systemowego wspierania edukatorów i nauczycieli w zakresie nowych mediów, prawa autorskiego, creative commons. Osoby odpowiedzialne za nauczanie młodych ludzi, czują się niepewnie w tym zakresie, a powszechna retoryka prawnoautorska skupiająca się na straszeniu użytkowników konsekwencjami nie ułatwia tej sytuacji.

Z drugiej strony okazuje się, że zainteresowanie tematem jest bardzo duże. Nauczyciele chcą się kształcić a młodzież korzysta ze zdobytej wiedzy. Wydaje się też, że mówienie o prawie autorskim na konkretnych przykładach przynosi lepsze efekty.

Warto zatem pamiętać, aby przy okazji organizowania z uczniami filmowego wydarzenia, albo tworzenia własnych materiałów audiowizualnych porozmawiać również o prawie autorskim i wolnych licencjach. Dobrą praktyką organizatorów konkursów i wydarzeń jest udostępnienie uczestnikom (młodzieży i dorosłym) poradników dotyczących prawa autorskiego i jego zastosowania w konkretnych sytuacjach. W ostatnim czasie mieliśmy okazję współpracować z festiwalem “Kino w Trampkach”, dla którego przygotowaliśmy poradnik dotyczący wykorzystywania filmu w szkole. Poradnik do pobrania tutaj: Film w szkole.doc Film w szkole.pdf

 

zdjęcie: m4tik – 128db,

www.flickr.com/photos/m4tik/with/2535566175/

Internet z dnia na dzień staje się przestrzenią coraz bardziej regulowaną, często w sposób pośredni i niejasny dla użytkowników – w Centrum Cyfrowym śledzimy te procesy i reagujemy. W ubiegłym roku głośno sprzeciwialiśmy się ustawie antyterrorystycznej, która dopuszcza blokowanie stron internetowych bez decyzji sądu. W tym roku sprzeciwiamy się pomysłom Komisji Europejskiej, aby z prawa autorskiego uczynić narzędzie sprawowania kontroli nad tym, kto i co publikuje w internecie.

Chcesz coś zmienić? Zadzwoń do europosłów z komisji LIBE i powiedz im, że sprzeciwiasz się cenzurze w internecie.

Wraz z 50 innymi organizacjami zajmującymi się wolnością słowa i internetu wystosowaliśmy list do instytucji unijnych, w którym oponujemy przeciwko pomysłowi obowiązkowego filtrowania treści umieszczanych w internecie przez użytkowników. Pomysł ten znalazł się w art. 13 projektu dyrektywy o prawie autorskim na Jednolitym Rynku Cyfrowym. W propozycji Komisji Europejskiej  serwisy hostingowe zobowiązane zostały do monitorowania wszystkiego co umieszczają w nich użytkownicy i filtrowania ich pod kątem naruszeń prawa autorskiego.

(więcej…)

Wakacje już na dobre zakończyły się w Brukseli, oznacza to, że nadszedł najwyższy czas na wznowienie prac nad europejską reformą prawa autorskiego. Najważniejsza w tej kwestii Komisja Prawna JURI podejmie decyzję dotyczącą kierunku reformy najprawdopodobniej w listopadzie tego roku. Czasu więc zostało niewiele, a propozycje zmian w prawie (o czym pisaliśmy w czerwcu) wciąż nie są zadowalające. Skoro mamy wrzesień, czyli miesiąc powrotów do szkoły, prześledźmy propozycje Komisji i europosłów dotyczące dozwolonego użytku edukacyjnego.

Dozwolony użytek edukacyjny w dyrektywie InfoSoc

Ramy dla przepisów krajowych regulujących dozwolony użytek edukacyjny zostały określone w 2001 roku przez tzw. Dyrektywę InfoSoc (2001/29/WE). Z dyrektywy wynikało między innymi, że każde państwo członkowskie mogło wprowadzić wyjątek, który umożliwiał korzystanie z utworów objętych ochroną prawa autorskiego w celu zilustrowania nauczania lub do badań naukowych.

Przewidziane w dyrektywie warunki korzystania z utworów w celach edukacyjnych są dwa. Pierwszy to użycie niekomercyjne, drugi natomiast zakłada obowiązek oznaczenia źródła i podania nazwiska autora. Oznacza to, że na dozwolony użytek edukacyjny może powołać się każdy, kto prowadzi niekomercyjną działalność edukacyjną. Z dozwolonego użytku edukacyjnego można korzystać także w ramach e-learningu.

Wyjątek edukacyjny, jak większość wyjątków w dyrektywie InfoSoc nie jest jednak obowiązkowy. Z tego powodu niemal każdy z krajów europejskich ma inne przepisy w tym zakresie. Na przykład w Grecji i Bułgarii każdy kto prowadzi niekomercyjne działania edukacyjne może to robić bez opłat i konieczności uzyskiwania zgody od właścicieli praw autorskich. Natomiast we Francji, Szwecji i Danii korzystać z utworów w celach edukacyjnych mogą tylko instytucje edukacyjne, które uzyskają na to zgodę organizacji zbiorowego zarządzania reprezentującej twórców.

Propozycja Komisji Europejskiej 2016

W ubiegłym roku Komisja Europejska chcąc unowocześnić zasady dotyczące wyjątków prawa autorskiego zaproponowała zmiany, które mają umożliwić nauczycielom i uczniom korzystanie w pełni z technologii cyfrowych. Projekt nowej dyrektywy przewiduje wprowadzenie obowiązkowego wyjątku, który dotyczy korzystania z treści cyfrowych celu zilustrowania nauczania.

Zgodnie z propozycją Komisji, korzystanie z niego byłoby możliwe jedynie na terenie placówki edukacyjnej lub za pośrednictwem bezpiecznej sieci elektronicznej dostępnej wyłącznie dla uczniów lub studentów i pracowników dydaktycznych danej placówki edukacyjnej – czyli np. w kursach e-learningowych, na które obowiązuje rejestracja.

Kraje członkowskie mogłyby także zrezygnować w ogóle lub w odniesieniu do niektórych utworów z wprowadzenia wyjątku edukacyjnego (mimo, że jest obligatoryjny!), jeśli odpowiednie licencje uprawniające do korzystania w celach edukacyjnych są łatwo dostępne na danym rynku. Takie rozwiązanie to ukłon Komisji Europejskiej w stronę krajów nordyckich, gdzie stosuje się w edukacji tzw. licencje rozszerzonego zbiorowego zarządzania (ECL).

Głosowanie w komisjach parlamentarnych

Zanim ostateczny projekt dyrektywy trafi pod głosowanie w Parlamencie Europejskim, swoje propozycje ulepszenia projektu dyrektywy przedstawiają poszczególne komisje parlamentarne.

Zmiany całkiem dobre…

W czerwcu Komisja Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów (IMCO) przedstawiła swoją opinię, która z pewnością jest krokiem w dobrą stronę w porównaniu z propozycją Komisji Europejskiej. Zakłada ona mianowicie objęcie wyjątkiem edukacyjnym nie tylko placówek edukacyjnych, ale także instytucji dziedzictwa kulturowego, w tym bibliotek i muzeów (niestety pomijając organizacje pozarządowe). Usunięto sztuczny podział na cyfrowe i tradycyjne nauczanie obejmując wyjątkiem wszystkie rodzaje nauczania, zarówno formalnego, jak i nieformalnego.

Na szczególną pochwałę zasługuje również propozycja zakazu tzw. umownego (kontraktowego) ograniczania dozwolonego użytku edukacyjnego. To odpowiedź na praktykę podmiotów udzielających zgody na korzystanie z utworów (np. wydawców), którzy czasami w umowach licencyjnych wprowadzają ograniczenia odnośnie ilości możliwych do wykonania kopii podręcznika lub zapisywania tekstów na nośnikach pamięci typu USB. Dodatkowo IMCO wprowadziło zapis gwarantujący, że autorzy mogliby udzielać również nieodpłatnych licencji (np. Creative Commons) w celach edukacyjnych.

Niestety wciąż dużym zagrożeniem w propozycji IMCO jest zachowanie pierwszeństwa stosowania rozszerzonych zbiorowych licencji (ECL) w odniesieniu do wyjątku w zakresie edukacji.

…i dużo, dużo gorsze

Oczekiwaliśmy, że parlamentarna komisja odpowiedzialna za kulturę i edukację (tzw. CULT) wprowadzi zmiany korzystne dla edukacji. Zamiast tego okazało się że chce ona, aby nauczyciele płacili za treści, z których obecnie korzystają za darmo. Zgodnie z propozycją Komisji CULT państwa członkowskie miałyby obowiązek wprowadzenia wynagrodzeń dla autorów za korzystanie z utworów w ramach dozwolonego użytku edukacyjnego. To jednak nie koniec kiepskich propozycji tej komisji. Kolejne zakładają ograniczenie dozwolonego użytku edukacyjnego jedynie do podmiotów certyfikowanych w zakresie prowadzenia działalności dydaktycznej oraz możliwość wprowadzenia ograniczeń ilościowych korzystania z treści (np. zakazujących użycia całego obrazu lub tekstu). Dodatkowo CULT stawia nacisk na stosowanie rozszerzonych licencji zbiorowych (ECL) wskazując aktywną rolę państw członkowskich w zapewnieniu dostępności takich licencji.

Czego potrzeba edukacji?

Naszym zdaniem propozycje wypływające z Brukseli wciąż nie są wystarczające dla zapewnienia swobody działań edukacyjnych jakich potrzebują nauczyciele i uczniowie w Europie. Rekomendujemy przede wszystkim, aby:

Najważniejsze decyzje jeszcze przed nami

W listopadzie Komisja Prawna JURI zagłosuje nad swoim sprawozdaniem dla Parlamentu Europejskiego w sprawie dyrektywy dotyczącej praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Przy tworzeniu stanowiska zostaną uwzględnione opinie pozostałych Komisji (CULT, IMCO, LIBE, ITRE). Następnie JURI przedstawi swoje sprawozdanie Parlamentowi Europejskiemu, a na posiedzeniu plenarnym odbędzie się głosowanie w tej sprawie jeszcze przed końcem tego roku lub na początku 2018 r. O tym co dzieje się w Brukseli w ramach europejskiej reformy prawa autorskiego dla edukacji informujemy na bieżąco na naszej anglojęzycznej stronie stowarzyszenia COMMUNIA.

fot. źródło: pixabay.com, licencja CC0

Making public data available (including heritage resources) is only the first step to fully exploit their social potential. The second step is to create a simple and effective mechanism of public sector information reuse conditioning the process of benefitting from public data. Uncomplicated practice in this field is indispensable to both public subjects and citizens — especially in the context of creating innovative products and information services. In the report covering the market related aspects of the use of public sector information, Graham Vickery states that the economic value of public sector information directly results from the fact that in the economy based on information, knowledge is always the source of competitive advantage.

Together with ePaństwo Foundation we decided to take a closer look at how the Polish Act on reuse of public sector information functions in practice, how it is useful to applicants and how it is applied by public subjects. We submitted requests regarding public information access to the selected institutions obliged to apply the Act in Poland. Each of the selected units was asked to respond to several questions regarding the implementation of the Reuse Act. We presented our research in the report Reuse of Public Sector Information Act — One Year After Coming into Effect”.